Muammar Kadafi swego czasu wykombinował, że Szekspir był Arabem, więc Libia powinna otrzymywać dolę ze sprzedaży każdego egzemplarza dzieł mistrza. W zeszłym roku żądał z kolei od Coca-Coli, by dzieliła się z nim zyskami, bo składniki napoju pochodzą z afrykańskich plantacji.

Tamte próby wydarcia zysków kapitalistom, autorowi sławnej zielonej książeczki się nie udały. Ale teraz wielki kryzys finansowy stwarza Kadafiemu okazję do zarobienia nieco zielonych i euro. Okazuje się, że Libia wykorzystuje kłopoty włoskiego banku Unicredit, by kupować jego akcje.

Podobnie czynią japońskie banki i chińskie grupy finansowe. Próbują stać się współwłaścicielami banków na zachodzie, dopóki te są tanie jak barszcz. Liczą, że kiedy za kilka lat kryzys przejdzie do podręczników historii, będą mogły spokojnie liczyć zyski.

Zainspirowany jednym z komentarzy pod moim niedawnym wpisem pt. "Pewni jak w banku" zapytałem byłego wiceprezesa NBP Krzysztofa Rybińskiego, czy aby dzięki kryzysowi nie moglibyśmy gonić bogatszych państw na skróty. Rozmówca ożywił się i wyznał, że gdyby był szefem rządu, zabrałby walizkę oraz kilku ministrów i zrobił rundkę po najważniejszych stolicach zachodu. Możnaby przecież kupić dla Polski nieco udziałów w tamtejszych bankach. Póki ceny są promocyjne.

Krzywisz się teraz pewnie drogi czytelniku. Jakże to? Najpierw sprzedaliśmy prawie wszystkie polskie banki, po to żeby teraz kupować zagraniczne? To wbrew nauczaniu! Przecież wiadomo, że prywatny bank zawsze lepszy jest niż państwowy, bo po pierwsze większa konkurencja, po drugie lepsza ochrona powierzonych pieniędzy i po trzecie w ogóle, lepiej trzymać kasę z daleka od tych skrzywionych polityków.

Tyle, że po pierwsze, postępuje tzw. konsolidacja sektora bankowego, czyli liczba znaczących banków się zmniejsza, w Polsce i na świecie. Po drugie, obecny kryzys (chociaż po części spowodowany przez wymysły amerykańskich polityków) jest wynikiem krótkowzroczonego, a może wręcz ślepego pędu amerykańskich bankierów po kasę. Gdzie tu zaufanie i ochrona? Po trzecie, hmmm czy na pewno w bankach nie ma polityków, a w polityce banków? Czy zachodni politycy nie ratują teraz skóry bankierom? Czy w Polsce dwaj byli premierzy nie zostali ważnymi bankierami?

Poza tym, tak się składa, że państwa i tak przejmują na zachodzie udziały w podupadłych instytucjach finansowych. Tym sposobem będziemy mieć z powrotem banki państwowe, tyle że kontrolowane przez polityków z innych krajów!

Wyczytałem w prasie, że największy polski bank jest dziś więcej wart niż niemiecki Commerzbank, łącznie z jego wieżowcem we Frankfurcie. Może naprawdę, jak radzi pan Rybiński, wysupłać te kilkanaście miliardów i szybciutko wykupić Niemca?

Za to co teraz napiszę, jeszcze trzy miesiące temu sam wysłałbym się do sanatorium, bo nacjonalizacja banków była przecież jednym z postulatów Manifestu Komunistycznego K. Marksa. Ale teraz myślę, że warto pójść jeszcze dalej w sprawie banków:

Marsz, marsz ministrze Rostowski! Z ziemi włoskiej do Polski za Twoim przewodem złączym je z narodem!