Kilometry na abonament i samochód za złotówkę. Być może już za kilka lat, właśnie tak będzie wyglądał rynek nowych samochodów napędzanych energią elektryczną. Takiego przewrotu chce dokonać Shai Agassi - izraelski przedsiębiorca, który rozpędził właśnie „elektryczną lokomotywę” rewolucji. Lokomotywę, której następnym przystankiem jest - Better Pleace. Jego filozoficzna wizja ma zmienić świat na lepsze, ale przede wszystkim przyzwyczajenia ludzi do oleju napędowego.

Better Pleace = lepszy świat

Lepsze miejsce (ang. Better Pleace) to uruchomiony w 2007 roku przez Shai Agassiego rewolucyjny projekt. Głównym założeniem jego działalności jest zmniejszenie globalnego uzależnienia od ropy naftowej. Jak twierdzi Agassi, można tego dokonać poprzez stworzenie nowej infrastruktury, która będzie mogła obsłużyć samochody elektryczne.

Jako pierwszy polityk, do pomysłu Izraelczyka przychylił się 86-letni Szymon Peres, prezydent Izraela. W ciągu kilkunastu miesięcy, parlament Izraela zmodyfikował prawo podatkowe, tworząc tym samym zachętę dla wszystkich, którzy chcą kupić samochód napędzany energią elektryczną. Shai Agassi także poczynił pierwsze kroki, a efekty mają być widoczne pod koniec 2010 roku, kiedy to w Izraelu pojawi się cała elektryczna infrastruktura.

Sednem sprawy jest pomysł Agassiego co do zakupu samochodów, a raczej co do zakupu abonamentu. Tak jak operatorzy komórkowi oferują telefony komórkowe za złotówkę w zamian za dwu-, lub nawet trzyletni kontrakt, tak Agassi chce, żeby klienci u operatora kupowali abonament na kilometry. I o ile koszty przejechania 1 km w dzisiaj wynosi ok. 15 groszy, to z biegiem lat ta cena będzie malała. W 2015, będzie to 9 groszy, a za kolejne 5 lat już tylko 5 groszy.

Izrael, Dania, USA – to kraje gdzie z dużym entuzjazmem podchodzi się do kwestii samochodów napędzanych energią elektryczną.

Wielu jest jednak przeciwników teorii Agassiego. Twierdzą oni, że samochody elektryczne jeszcze długo nie zdominują rynku pojazdów z silnikami spalinowymi. Głównym kontrargumentem tej teorii jest fakt, że samochód napędzany energią elektryczną może przejechać niewiele więcej niż 100 km. I o ile w mieście taki model ma szansę jako takiego powodzenia – to już wypad w dłuższą trasę za miasto nie jest najlepszym pomysłem. Takie samochody są także dużo droższe od tradycyjnych.

Polska Re-Vol(t)ucja

Dla porównania, produkowany w podwarszawskim Pruszkowie Re-Volt kosztuje ponad ponad 70 tysięcy złotych. Za tę cenę spokojnie można by kupić o wiele większą Toyotę Corollę z ekonomicznym silnikiem diesla. Ale… za przejechanie 100 kilometrów nawet najbardziej ekonomicznym silnikiem, dzisiaj trzeba zapłacić ok. 20 złotych, a za ten sam dystans napędzanym elektrycznie, niewielkim Re-voltem – już tylko 3 złote. Rachunek wydaje się być prosty.

Nie do końca. Re-Volt ma kilka wad. Cały wykonany jest z plastiku, do samochodu zmieszczą się nie więcej niż dwie osoby, a i to z wielkim trudem,  na zakupy lepiej jeździć samemu, bo nie posiada bagażnika, fani szybkiej jazdy mogą zapomnieć o szaleństwie – Re-volt rozpędza się tylko do 90 km/h, nie usłyszymy w nim także tradycyjnego warkotu silnika. Podsumowując – jeżeli chcesz mieć w garażu drogą za 70 tysięcy żabę – powinieneś kupić Re-Volota, który summa-summarum bardziej przypomina dwuosobowy motor z dachem niż samochód. Ale ten samochód właśnie taki ma być, bo z takim zamysłem był projektowany. Jego przeznaczeniem jest przewiezienie nas z punktu A do punktu B. A zainteresowanie Re-Voltem jak mówią przedstawiciele firmy Impact Automotive Technologies, podobno jest dość duże.

Natomiast dość małe jest prawdopodobieństwo, że samochód jest ekologiczny – mówią eksperci. Do zasilenia baterii potrzeba bardzo wiele energii elektrycznej – której wyprodukowanie w początkowej fazie i tak przyczynia się do powstania zanieczyszczeń.

CNG – a może Czas Na Gaz?

Alternatywą do energii elektrycznej może być sprężony gaz ziemny (CNG). Koszt przejechania 100 kilometrów na tym paliwie to nieco ponad 10 złotych, czyli niemal dwa razy taniej niż na popularnym LPG. Do tego dochodzi ekologia. Pojazdy napędzane CNG emitują aż o 80% mniej węglowodorów, które odpowiedzialne są za powstaniu smogu, aż o 70% mniej tlenków węgla i azotu oraz 0% siarki i sadzy. A trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że wiele samochodów zasilanych paliwami tradycyjnymi nie mogło się nawet do norm unijnych dostosować.

CNG jest też najbezpieczniejszym paliwem. Ma znacznie wyższą temperaturę zapłonu niż tradycyjne paliwa, w razie przecieku, bardzo szybko się ulotni do góry, nie stwarzając niebezpieczeństwa. Poza tym, butle, jakie montowane są w samochodach, przechodzą bardzo rygorystyczne testy wytrzymałościowe. Między innymi dlatego, np. w USA spora część samochodów policji porusza się właśnie na CNG. Innych przykładów nie trzeba szukać poza granicami kraju. W Polsce na sprężonym gazie ziemnym jeżdżą np ciężarówki z firmy Dar Natury. Jedyny problem to znikoma ilość stacji tankownia tego paliwa. W Całej Polsce jest ich około 30. Dla porównania, w samym tylko Berlinie stacji gdzie można zatankować CNG jest tyle samo w naszym kraju, w Rzymie kilkadziesiąt a w stolicy zaledwie... jedna.

Elektryczna Warszawa

W stolicy jedna jest także stacja tankowania energii elektrycznej. Ale w tym przypadku, zainteresowanie urzędników znajduje nieco więcej poparcia – dlatego możemy być pewni, że stacji w ciągu kilku lat z pewnością przybędzie.

Pod koniec kwietnia warszawska Straż Miejska, Zarząd Dróg Miejskich i/lub Zarząd Oczyszczania Miasta dostanie sześć ekologicznych samochodów z Unii Eurpoejskiej. Pojazdy będą napędzane energią elektryczną. Być może w niedalekie przyszłości, ekologiczne samochody dostaną również urzędnicy z Zarządy Transportu Miejskiego, Zarządu Dróg Miejskich czy Zarządu Oczyszczania Miasta, czyli te jednostki, w których urzędnicy pokonują najwięcej kilometrów.

Strażnicy Miejscy już zacierają ręce, bo z ich budżetu na utrzymanie, użytkowanie ani nawet na zakup nowych samochodów nie zostanie przeznaczona ani jedna złotówka. Jest jednak jeden warunek. Funkcjonariusze Straży muszą dużo jeździć. Miesięcznie będą musieli pokonać blisko 1000 kilometrów - wymaga tego Unia Europejska - która chce w ten sposób promować ekologiczne samochody na stołecznych ulicach.

Już dzisiaj urzędnicy bardzo entuzjastycznie podchodzą do kwestii ekologii. Chcemy sprawdzić jak wygląda eksploatacja i ekonomia elektrycznych samochodów. Jeżeli unijny projekt zda egzamin, zdecydujemy się na zakup jeszcze kilku dodatkowych samochodów dla innych naszych urzędników - zapewnia Leszek Drogosz, wiceszef stołecznego biura infrastruktury.

Aaaaaaaa silnik elektryczny sprzedam

Kogo nie stać na nowoczesny elektryczny samochód, w prosty, choć nieco chałupniczy sposób może przerobić swój pojazd napędzany silnikiem spalinowym – na samochód, który będzie można podpiąć do standardowego gniazdka. Za niecałe 15 tysięcy złotych, na jednym z popularnych polskich portali internetowych pojawiły się zestawy do konwersji samochodów. Zainteresowanie jest spore, bo w ciągu zaledwie kilku dni, aukcję odwiedziło 1,5 tysiąca osób. Za podaną cenę dostajemy cały zestaw komponentów do samodzielnego montażu, wraz ze specjalnymi akumulatorami. Całkowity czas naładowania baterii zajmuje 6 do 8 godzin. Cały zestaw waży niewiele ponad 10 kg. Takim samochodem nie wybierzemy się niestety w podróż za miasto - bo szacunkowy dystans jaki możemy pokonać tym wacha się w granicy od 30 do 50 km, a więc do pracy i z powrotem. Za dodatkową opłatą, firma może nam ten zestaw zamontować. Z gotowym pojazdem trzeba się jeszcze udać do wydziału komunikacji – i na nowo go zarejestrować. I tu dobra wiadomość, bo przy ubezpieczeniu takiego samochodu, zapłacimy stawkę jak za najmniejszą pojemność silnika.

Długa droga przed samochodami elektrycznymi

Niewątpliwie, nie ma odwrotu od rewolucji, którą z pewnością rozpędził Shai Agassi. Tradycyjne silniki spalinowe prędzej czy później będą musiały ustąpić silnikom elektrycznym. Tym bardziej, że światowe zapasy ropy się kończą. Nawet jeśli okaże się, że ziemia w zanadrzu kryje dla nas jeszcze jakieś nowe zasoby, to koszty wydobycia surowca mogą okazać się nieopłacalne.

Eksperci przewidują, że upłynie jeszcze sporo prądu w gniazdkach nim samochody elektryczne na stałe zagoszczą w naszych garażach. Bo wciąż do zrobienia jest jeszcze sporo. Zmienić trzeba nasze przyzwyczajenia. Trzeba rozbudować infrastrukturę, ale przede wszystkim, aby zachęcić ludzi do kupowania samochodów elektrycznych, należy sprawić, aby pojazdy przejeżdżały więcej niż 100 kilometrów. W przeciwnym wypadku, każdy kierowca, po pokonaniu takiego dystansu musiałby sobie zafundować kilkugodzinny postój na stacji tankowania energii.