Na razie mnożą się spekulacje. Nie wiemy jeszcze, którzy ministrowie pożegnają się ze stanowiskami, ale już teraz możemy przewidzieć, jakie argumenty usłyszymy przy okazji rekonstrukcji rządu. Komentarze towarzyszące takim zmianom wpisują się w dający się przewidzieć schemat.

Na razie mnożą się spekulacje. Nie wiemy jeszcze, którzy ministrowie pożegnają się ze stanowiskami, ale już teraz możemy przewidzieć, jakie argumenty usłyszymy przy okazji rekonstrukcji rządu. Komentarze towarzyszące takim zmianom wpisują się w dający się przewidzieć schemat.
Beata Szydło /Radek Pietruszka /PAP

Zapowiadając zmiany "systemowe i personalne", Beata Szydło przekonywała, że minął czas tworzenia strategii i opowiadania o programach i projektach. Mówiła, że "potrzebne są działania", bo nadszedł czas "bardziej intensywnej i dynamicznej pracy". Taki argument często pojawiał się wcześniej przy okazji kolejnych zmian w różnych ekipach rządowych.

Gdy na przykład jesienią 2013 roku Donald Tusk ogłaszał polityczne przemeblowanie swojego gabinetu, mówił, że kluczem w rekonstrukcji była "potrzeba energii", nowy zespół rządowy ma być "bardzo energetyczny" a tempo jego pracy - "bardzo ostre". Ówczesny szef rządu dodawał jeszcze, że to wszystko ma związek z "potrzebą mocnego przyspieszenia" w obszarze wzrostu gospodarczego oraz "energetycznego działania" w sensownym wydawaniu funduszy europejskich.

Każda rekonstrukcja rządu, która ma stanowić nowe otwarcie i zdynamizowanie prac ekipy władzy, jest jednocześnie pożegnaniem ustępujących szefów resortów. Nawet gdy powody ich odwołania są jasne i stawiają ministrów w złym świetle, premierzy nierzadko prezentują zgoła odmienną narrację i podkreślają zasługi odwoływanych. Donald Tusk na przykład zastrzegał, że trudno mu się rozstawać ze zdymisjonowanymi szefami resortów. Mówiąc o jednym z nich - Jacku Cichockim - podkreślał, że to człowiek "znany z nadzwyczajnego poświęcenia, jeśli chodzi o pracę". Z kolei gdy w czerwcu 2015 roku zmiany w swoim otoczeniu ogłaszała Ewa Kopacz, podkreślała, że odchodzący ministrowie "wykazali się odpowiedzialnością za państwo, a nie przywiązaniem do stanowisk".

Rekonstrukcja rządu jest elementem politycznego teatru, w którym ważną rolę do odegrania ma także opozycja. Jej komentarze również wpisują się w pewien kanon narracji politycznej. Przy okazji wymiany ministrów słyszymy więc często, że roszady są zbyt płytkie, niewystarczające lub jedynie kosmetyczne. W obrazowy sposób jedną z rekonstrukcji komentował kiedyś Marek Migalski, który - jeszcze jako aktywny polityk - przeprowadzone zmiany w rządzie skwitował obrazowym wpisem w portalu społecznościowym: "Oczekujesz sensownej blondynki na urodziny, a dostajesz krawat i skarpety". W komentarzach opozycji bardzo często pojawia się też argument, że wprowadzane zmiany są jedynie "zabiegiem PR-owskim" lub "operacją wizerunkową", która ma przykryć problemy rządzących i afery trawiące ekipę władzy. Mariusz Błaszczak - dziś szef MSWiA, a wówczas polityk opozycji - oceniał na przykład, że dymisje w ekipie PO-PSL "nie gwarantują wyczyszczenia stajni Augiasza", bo tak oceniał to, co działo się w rządzie. I wreszcie - przedstawiciele opozycji mówią też zwykle, że sama zmiana zawodników nie wystarczy, bo potrzebna jest dymisja kapitana, czyli premiera.

Najbliższe dni pokażą, które z tych komentarzy powrócą przy okazji zapowiadanej rekonstrukcji gabinetu Beaty Szydło. Na pewno będziemy obserwowali zamianę ról. Ci, którzy dziś stoją za sterami państwa, sięgną po argumenty wykorzystywane wcześniej przez polityków dzisiejszej opozycji, a opozycja sięgnie po argumenty, którymi jeszcze niedawno sama była atakowana.