"Nigdy naszą intencją nie było rozbieranie kolejki na Kasprowy Wierch" - zapewnia dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego wysyłając jednocześnie do Polskich Kolei Linowych pismo żądające rozebrania kolejki do końca miesiąca. "Zgadzam się z postępowaniem dyrektora TPN" - mówi starosta tatrzański, a prezes PKL przypomina, że nawet okupant nie podniósł ręki na kolejkę i funkcjonowała ona nawet w czasie II wojny światowej. Brzmi to wszystko jak farsa i tylko zdezorientowani turyści pytają, czy ktoś tu zwariował, czy przeniesiono Prima Aprilis. A jak zwykle, jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Ale nie tylko.

Dyrektor TPN Szymon Ziobrowski żąda pieniędzy za używanie przez koleje linowe terenów położonych pod linami kolejki na Kasprowy. Okazało się bowiem, że PKL dzierżawi od Skarbu Państwa tylko tereny położone bezpośrednio pod podporami kolejki. Pod linami, do wysokości górnej granicy lasu, jednak nie. Jak przypomina Ziobrowski, PKL to teraz spółka zagraniczna, która zarabia przeszło 50 mln złotych rocznie i powinna dzielić się z właścicielem terenu, na którym działa. Biegły wycenił te należności na blisko 36 tysięcy złotych, a zaległości w związku z bezumownym korzystaniem z terenu na przeszło 2 miliony.

Prezes Polskich Kolei Linowych Janusz Ryś mówi, ze żądania dyrekcji parku są absurdalne.

Absolutnie uważamy, że te roszczenia nie mają podstaw prawnych. Kolej była budowana w latach trzydziestych XX wieku. Wtedy nastąpiło wywłaszczanie i płacenie za ustanowienie służebności pod cały przebieg kolei. Mamy na to dokumenty - zapewnia. Podkreśla też, z jego spółka w ciągu ostatnich czterech lat zapłaciła przeszło 16 mln podatków do kasy samorządów i ponad 30 mln do budżetu państwa. Spodziewa się więc równego traktowania. Chciałby sprawę załatwić polubownie, ale tak, by w przyszłości do niej nie trzeba było wracać. Najchętniej wpłaciłby jednorazowa kwotę, która zaspokoiłaby roszczenia TPN. Na to z kolei nie chce zgodzić się dyrektor parku, który mówi, że musi zapewnić stałe wpływy do jego kasy. Chodzi więc jak widać nie tylko o pieniądze.

W tle całego sporu jest zapowiedź Polskich Kolei Linowych dot. sprzedaży akcji na giełdzie. Wystąpienie z roszczeniami właśnie w czasie przygotowywania prospektu emisyjnego stawia spółkę w trudnej sytuacji. Z drugiej strony spółka sama postawiłaby się w niezręcznej sytuacji wobec przyszłych akcjonariuszy nie informując ich o roszczeniach. Pewnie będzie trudno większościowemu właścicielowi PKL funduszowi Mid Europa Partners sprzedać spółkę za taką kwotę, za jaką chciał. I zdaje się właśnie o to chodzi.

Ofertę kupna PKL złożyło starostwo tatrzańskie, ale została ona odrzucona jako zbyt niska. Samorząd nie może kupić PKL za cenę znacząco wyższą, niż ta z prywatyzacji w 2013 roku, bo narazi się krytykę, że publicznymi pieniędzmi napełnia prywatne kieszenie. Trzeba więc cenę zmniejszyć.

Starosta tatrzański Piotr Bąk nigdy nie krył, że po zakupie PKL-u chce kolejkę na Kasprowy Wierch przekazać Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu. Wygląda więc na to, że dyrekcja TPN dba nie tylko o interes Skarbu Państwa, który reprezentuje na tym terenie, ale także o własny interes. Kolejka linowa to łakomy kąsek przynoszący przeszło 20 mln zysku rocznie.