Wszystkim, którzy jeszcze tego nie wiedzieli, mijający tydzień pokazał jedno – blogosferą rządzą tak naprawdę odwieczne i nieubłagane prawa przyrody. W sieci było tak jak za oknem – zaczęło się świeżo i wiosennie, ale tak naprawdę niewiele z tego wyszło.

Jeszcze w poniedziałek wydawało się, że tydzień upłynie pod znakiem polityczno-miłosnego skandalu. Wszystko za sprawą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Jedna z jego młodych podopiecznych, zwanych swego czasu aniołkami, po długiej przerwie na nowo znalazła się w centrum zainteresowania absolutnie wszystkich. Ilonę Klejnowską, bo o niej mowa, nazwano nową Matą Hari i oskarżono o uwiedzenie z zimną krwią przedstawiciela politycznej konkurencji. Sieć zalała prawdziwa lawina komentarzy. Gdzie nie spojrzę uwodzicielka Klejnowska... Co te kobiety potrafią zrobić z mężczyznami ;-)- napisała na Twitterze internautka ukrywająca się pod pseudonimem Tygrysica. Jaki kraj, takie szpiegostwo - komentowała sceptycznie p. ministra.

Ilonka, teraz nie będę mógł pracować! ta sukieneczka, te nogi, uśmiech..  - cytował korespondencję polityczno-miłosną PopPolityk. Przytomnie zauważył również, że mamy do czynienia z podejrzaną serią. Romans Kurskiego, rozwód Kamińskiego, Klejnowska-Łuszczek. Życzliwi rozmówcy sugerują mi, bym broń Boże tych spraw ze sobą nie łączył... :) - stwierdził, najwyraźniej podejrzewając, że można odnaleźć w tym wszystkim co najmniej drugie dno. Trudno mu się zresztą dziwić. Tak jak trudno karcić za nieskrywany entuzjazm starego sieciowego wyjadacza, Azraela Kubackiego. Słoneczko! Będzie ciepło! I p. Ilona Klejnowska wszędzie. Co za tydzień, co się będzie działo ...! - pisał, podejrzewając chyba, że Mata Hari Gate rozkwitnie razem z wiosną.

Tego, co się stało ze sprawą rzekomego romansu, flirtu, czy jak chcieliby inni - cynicznej politycznej gry, z pewnością nie można nazwać rozkwitem. Nawet trudno powiedzieć, czego zabrakło. Może wytrwałości i uporu w badaniu tej afery/sensacji/prowokacji (niepotrzebne skreślić)? Może taktu, który wstrzymałby przedstawicieli zaangażowanych w nią partii przed robieniem kolejnej nudnej, błahej, politycznej nawalanki? Fakt faktem, sprawa rozeszła się po kościach. Przynajmniej na razie. Bo czy na dobre, tego jeszcze nie wiadomo. Bardzo różnie można bowiem interpretować komentarze mniemanej uwodzicielki.

Na początku Ilona Klejnowska próbowała przeczekać burzę, przemilczeć rewelacje na swój temat. Gdy to nie pomogło, postanowiła spróbować stanowczego tonu: Temat jest jedną wielką bzdurą - napisała. Składam pozew o naruszenie dóbr osobistych - dodała w tweecie, który miał być jedynym komentarzem do całej sprawy. Miał być, ale nie był. Dzień później aniołek Prezesa opublikował link do piosenki, którą zadedykował swoim krytykom. Tytuł utworu - "Każda kobieta to szpieg" wydaje się być okiem puszczonym do internautów. Zresztą, posłuchajcie i oceńcie sami.

Smacznego, Platformo

W wolne miejsce po wątku romansowym wskoczyła tematyka kulinarna. Prawdziwe kuchenne rewolucje zaserwowała dwójka posłów z Platformy Obywatelskiej - Stefan Niesiołowski i Julia Pitera.

Tej wiosny na stołach wyborców PO z pewnością będzie królował szczaw. Nie jest to może pokarm bogów, ale po takiej kampanii promocyjnej, jaką zrobił mu Stefan Niesiołowski, bez żadnych problemów wedrze się na salony.

Wicemarszałek poradził sobie z pozornie nierozwiązywalnym problemem. Od ręki wskazał sposób na rozwiązanie kwestii głodu, którego od lat bezskutecznie poszukują setki organizacji charytatywnych. Każda szanująca się kandydatka na miss Polski, Europy czy czegokolwiek deklarują, że chciałaby, aby na świecie nie było głodnych dzieci. Stefan Niesiołowski nie deklaruje. Za stary jest na takie rzeczy. Z niejednego nasypu szczaw jadł i po prostu wie, co z tym zrobić. Recepta jest prosta: szczaw + mirabelki = sukces. Internauci nie byliby sobą, gdyby go za nią nie docenili.

Użytkownicy Twittera błyskawicznie wpadli na pomysł, że aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio, szczawiem należy obsadzić Stadion-Basen Narodowy. Stworzyli też całą kategorię przysłów i aforyzmów opiewających tę niepozorną roślinkę. Biednemu zawsze szczaw w oczy - napisał Leming Alfa. Znaleźli się jednak i tacy, którzy uznali, że to, co zrobił wicemarszałek, to po prostu szczaw w stopę. Kiedyś ludzie jadali też kit wciskany. Ale teraz coraz rzadziej. #szczaw - stwierdził sentencjonalnie politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. Niesiołowski przegonił kabaret TEY - ogłosił na swoim blogu Citisus, przypominając piosenkę Zenona Laskowika i Bogdana Smolenia z czasów PRL. Przypomniał ją zresztą nieprzypadkowo. W utworze znalazły się bowiem słowa: "Nam polędwica oraz schab nie smakuje tak jak szczaw". Na razie Stefan Niesiołowski nie ogłosił jeszcze, że tak naprawdę to on jest ich autorem.

Bohaterską i godną zauważenia notkę w obronie wicemarszałka popełnił na swoim blogu senator Jan Filip Libicki. Już w tytule stwierdził, że mamy do czynienia z I wojną szczawiową. Kto i po co ją wywołał? Partyjny kolega Niesiołowskiego podał jasne i klarowne wyjaśnienie. Są (...) tacy, którzy (...) dla czystego populizmu, dla prostej politycznej korzyści, wolą przedstawiać Polskę (...) już nie tylko jako Rywinland. Nie tylko jako Ubekistan. Po prostu jako kraj masowo głodujących dzieci. I po to właśnie jest im Stefan Niesiołowski, symbol (...) I Wojny Szczawiowej... - ogłosił demaskatorskim tonem. Ale cóż się dziwić... Jeśli ten rząd - pewnie gorzej niż za komuny - głodzi polskie dzieci, to czy nie mógł zabić w Smoleńsku swojego Prezydenta?- podsumował brawurowo.

Jeszcze sieć nie ochłonęła po rewelacjach Niesiołowskiego, a tu już małe postscriptum do jego teorii dorzuciła Julia Pitera. Ona zaskoczyła internautów tak bardzo, że początkowo podejrzewali ją o przejęzyczenie, wpadkę lub nie do końca udany żart. Rozwiała jednak ich wątpliwości powtórzeniem swoich przemyśleń w dwóch kolejnych wywiadach.

Co tak naprawdę powiedziała Pitera? Krótko i zwięźle ujęli to autorzy bloga Przegląd idei. Udało im się skondensować wywód posłanki do zaledwie trzech zdań. Problem głodu z biedy rozwiązany. Podobnie jak problem układu. Po prostu go nie ma - napisali. Nie można im zarzucić żadnego uproszczenia czy nadinterpretacji. Pitera stwierdziła bowiem, że dzieci nie jedzą śniadań, bo w Polsce nie ma kultury ich jedzenia. Od razu znalazła naśladowców. Obywatel G.C ironicznie stwierdził na Twitterze, że w Etiopii dzieci nie jedzą posiłków w ciągu dnia, bo tam w ogóle nie ma kultury jedzenia. A więc inni mają gorzej. To znaczy, że u nas nie jest jeszcze tak źle. Jest przecież jeszcze tyle zarośniętych szczawiem nasypów.