„Pilch w sensie ścisłym” – tak brzmi tytuł książki Katarzyny Kubisiowskiej, która jutro pojawi się w księgarniach. Jego rdzeniem jest fraza z uporem godnym lepszej sprawy stosowana przez autora „Pod Mocnym Aniołem” zarówno w prozie, jak i w wypowiedziach publicznych i medialnych. Jak wiele typowo pilchowych zwrotów dobrze brzmi, zwraca uwagę i zapada w pamięć. Otwartą kwestią pozostaje, co tak właściwie miałaby znaczyć…

Sięgając po egzemplarz prasowy książki Kubisiowskiej obawiałem się, że "sens ścisły" zrozumie ona w sposób najprostszy z możliwych - przedstawi czytelnikom sztucznie uspójnioną, podręcznikowo-pomnikowo-laurkową wizję prozaika z Wisły, pozbawioną sprzeczności, białych plam i znaków zapytania. Moje wątpliwości bynajmniej się nie zmniejszyły, gdy na tylnej okładce zobaczyłem tchnące tabloidowym banałem zdanie "Cała prawda o Pilchu". Czy osoby, które dają się złapać na tak dalekie od subtelności gierki czytują biografie polskich pisarzy? Czy w ogóle wiedzą, kim jest Jerzy Pilch? Dlaczego książka promowana jest hasłem, które deprecjonuje i pudelkizuje jej zawartość? Takie pytania można by mnożyć. Wątpliwości wątpliwościami, ale ostatecznie ciekawość pismaka zwyciężyła i zabrałem się do lektury.

Kto spodziewa się po "Pilchu w sensie ścisłym" fikołków formalno-kompozycyjnych, ten - delikatnie mówiąc - srogo się zawiedzie. Kubisiowska porządkuje materiał w sposób tak przewidywalny, jak przewidywalne są motywy powracające w każdej kolejnej książce pisarza. Mamy więc wiślańskich przodków, futbolowe fascynacje, spektakularne transfery z redakcji do redakcji, burzliwe relacje z kobietami, nałogi, pisarskie oraz życiowe wzloty i upadki... Tu pojawia się zasadne pytanie: co nowego wnosi ta książka?

Kubisiowska - co dla osób choćby okazjonalnie czytających jej teksty z "Tygodnika Powszechnego" nie będzie specjalnym zaskoczeniem - uprawia dziennikarstwo w starym stylu. Trzyma się standardów, które są dzisiaj mało popularne, coraz bardziej niszowe i - co tu kryć - nie przekładają się raczej na ogromne nakłady książek czy gazet. Szanuje inteligencję czytelnika. Nie manipuluje nim, nie gra na jego emocjach - choć gdyby chciała to zrobić, to biografia Pilcha nadawałaby się do tego doskonale... Autorka nie wbija nam do głów żadnej jedynie słusznej tezy na temat autora "Bezpowrotnie utraconej leworęczności". W bezpretensjonalny i bardzo sprawny sposób wybija nas z utartych kolein myślenia o Pilchu. Nawet, jeśli przed lekturą mieliśmy jakiś ugruntowany pogląd na jego temat to po przeczytaniu książki nic nie wydaje się już takie proste i oczywiste. Dostajemy tak dużo różnorodnych, uzupełniających się bodźców, że w pewnym momencie sami nie wiemy, co o nim myśleć. Czy to źle? Chyba nie... Widzimy człowieka błyskotliwego, zręcznego i wrażliwego artystę, a jednocześnie kogoś totalnie pogubionego w relacjach międzyludzkich i kontakcie nawet z własnymi emocjami. Oglądamy uroczego faceta działającego na kobiety jak magnes i kogoś, kto bywa czasem totalnie odpychający, krzywdzi i rani swoich najbliższych, a momentami mamy nawet wrażenie, że sprawia mu to jakąś perwersyjną satysfakcję. Widzimy człowieka - czasem budzącego podziw i zachwyt, czasem śmiesznego czy żałosnego, innym razem osiągającego mistrzostwo świata w depresyjnym samoudręczeniu... Ale w biografiach chyba o to chodzi, żeby niezależnie od okoliczności był to zawsze człowiek - wielowymiarowy, żywy, pozbawiony pomnikowości. Kubisiowskiej udało się dzięki solidnemu rzemiosłu osiągnąć ten efekt i chwała jej za to.

"Pilch w sensie ścisłym" nie wywoła takiego szumu medialnego, jaki swego czasu był udziałem książki "Kapuściński non-fiction". Nie znaczy to oczywiście, że jest to pozycja w jakiś sztuczny sposób ugrzeczniona. Autorka burzliwych wątków - m.in. skandalu, który ze względu na temperament Pilcha wisiał nad filmem "Pod Mocnym Aniołem" Wojciecha Smarzowskiego - bynajmniej nie unika, ale zna proporcje i ma pewną klasę.

Czy to jest barwne życie Jerzego Pilcha? Nie, ono jest pogmatwane i połamane. Nie ma w nim nic prostego - mówi w książce matka pisarza, Wanda Pilch. Trudno chyba o lepszą puentę i jednocześnie mikrorecenzję dzieła Kubisiowskiej, której udało się to połamanie bardzo precyzyjnie i wiarygodnie odmalować.