„Każdy musi zacisnąć zęby, dać z siebie wszystko i wtedy sukces powinien przyjść sam” - mówi pomocnik reprezentacji Polski Sławomir Peszko przed wieczornym meczem z Ukrainą. O 20:00 w Charkowie biało-czerwoni zagrają kolejny mecz o wszystko w eliminacjach do mundialu.

Maciej Jermakow: Powołanie było dla ciebie dobrą informacją, ale też chyba zaskoczeniem?

Sławomir Peszko: Przyznam, że dużym. Bardzo się cieszę, że wracam to drużyny. Fakt, że mogę założyć reprezentacyjną koszulkę to dla mnie wielki zaszczyt. Nie ważne czy zagram od początku, pół godziny, czy jedną minutę -  i tak będę dumny.

Miałeś sporo czasu, żeby z boku popatrzeć na grę naszej drużyny. Jakie są twoje przemyślenia, czego brakowało kadrze?

Czasami szczęścia, a czasami wystarczająco dużej koncentracji; tak było na przykład w starciu z Czarnogórą, kiedy po dobrym początku straciliśmy niespodziewanie bramkę. No ale taka jest piłka, teraz to my możemy przechylić szalę szczęścia na naszą stronę.

To było dziwne uczucie oglądać kolegów z innej perspektywy?

To było coś zupełnie innego. Po mojej przygodzie w Anglii wiedziałem, że raczej nie będę brany pod uwagę przy ustalaniu składu, więc skupiłem się na pisaniu smsów do chłopaków z życzeniami przed meczem, jeździłem na mecze w Polsce, oglądałem je z trybun, czekałem na powołanie no i się doczekałem.

Wróćmy do teraźniejszości: coś cię zaskoczyło po powrocie, może zdziwiło, bo wiele nowych twarzy w zespole?

Tak, wielu nowych zawodników, którzy prezentują jednak świetny poziom, zostali też oczywiście bardziej doświadczeni piłkarze, którzy stanowią trzon drużyny. Zupełnie inny trener, inna filozofia, wszystko dużo spokojniej, jest inaczej niż za poprzedniego trenera. Mam tylko nadzieję, że będę mógł zagrać i pomóc reprezentacji.

Co się zmieniło na treningach i poza nimi?

Na treningu jest o wiele spokojniej, jest więcej taktyki, gry w piłkę, próbowania różnych schematów. Ale poza tym jest wszystko po staremu; trening, spotkania, oglądanie przeciwnika i tak dalej.

W czym kibice mają upatrywać szansy na zwycięstwo, na ten cud, który da nam awans na mundial, bo sytuacja nie jest wymarzona?

My Polacy, gdy mamy nóż na gardle, nie tylko w sporcie, dajemy z siebie jeszcze więcej, trochę bardziej się spinamy. Mam nadzieję, że teraz się to potwierdzi i te dwa zwycięstwa staną się faktem. Liczę też, że kibice nam pomogą, będą z nami do końca. Zaczęliśmy źle, może dobrze skończymy.

Rozmawiacie jeszcze między sobą o tym meczu, wzajemnie się mobilizujecie, czy stawka jest na tyle wysoka, że żadne dodatkowe motywacje nie są potrzebne?

Jest tak jak mówisz: tu nie jest nic więcej potrzebne. Nie jest potrzebna nawet odprawa przed meczem, bo każdy musi zacisnąć zęby, dać z siebie wszystko i wtedy sukces powinien przyjść sam.