USA wycofując się z Wschodniej Syrii zostawiają próżnię strategiczną i narażają stosunki z sojusznikami. Decyzja Donalda Trumpa została podjęta w sposób fatalny, narażając interesy i życie nie tylko kurdyjskich sojuszników USA, ale także narażając bezpieczeństwo żołnierzy USA i sił koalicyjnych w regionie (brytyjskich i francuskich).

Sposób podjęcia decyzji o wycofaniu sił amerykańskich podważa wiarygodność USA na Bliskim Wschodzie i na świecie i dowodzi niezdolności prezydenta tego kraju do posługiwania się własnym - najpotężniejszym na świecie - aparatem dyplomatycznym.

Wycofując siły z Wschodniej Syrii Donald Trump rozwiązał dylemat amerykańskiej polityki zagranicznej związany z tym peryferyjnym dla amerykańskich interesów krajem. Dla Trumpa, podobnie jak dla poprzednich amerykańskich prezydentów, Syria była istotna z dwóch przyczyn: dlatego że na jej terenie powstała szara strefa bezpieczeństwa, w której operowali dżihadyści oraz z uwagi na wpływy geopolitycznego rywala USA w regionie - Iranu w tym kraju. Wspieranie kurdyjskiej partii PYD i jej jednostek samoobrony YPG pozwalało neutralizować obydwa te zagrożenia przez ostatnie cztery lata. Jednak polityka ta niosła ze sobą koszty, jakimi było pogorszenie relacji z sojusznikiem o strategicznym znaczeniu dla USA - Turcją. Paradoksalnie, przez pośpieszny i niewynegocjowany proces wycofania żołnierzy USA, prezydent tego kraju jednocześnie opuścił swoich taktycznych sojuszników - Kurdów oraz pogorszył relacje ze swoim strategicznym sojusznikiem, Turcją, grożąc jej sankcjami które "zniszczą jej gospodarkę".

Turcja postrzega istnienie quasi-państwa kurdyjskiego we wschodniej Syrii jako egzystencjalne zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. Prezydent Erdogan od lat próbował bezskutecznie przekonać swoich NATOwskich sojuszników o konieczności zbudowania strefy bezpieczeństwa u południowych granic Turcji. Wkraczając do Syrii, Erdogan odnosi zwycięstwo propagandowe oraz poprawia swoją pozycję negocjacyjną względem dwóch pozostałych mocarstw kontrolujących losy polityczne tego kraju: Iranu i Rosji. Turcja działa tu zgodnie ze starą zasadą realpolitik, wedle której zajęcie przez armię konkretnego terytorium przesądza o jego losach politycznych. Takie podejście nie ma wiele wspólnego z poszanowaniem prawa międzynarodowego, ale jest doskonale rozumiane przez bliskowschodnich graczy politycznych.

Jest zrozumiałe, że USA nie miały ochoty inwestować kapitału politycznego w budowanie Rożawy jako quasi-niepodległego państwa. Jednak Stany Zjednoczone wycofując się w pośpiechu nie zadbały o to, by ich kurdyjscy sojusznicy wynegocjowali z rządem w Damaszku porozumienie, gwarantujące zabezpieczenie podstawowych interesów humanitarnych Kurdów i politycznych USA. Te ostatnie łączą się przede wszystkim z izolowaniem Iranu. Do momentu, gdy siły USA miały bazy we wschodniej Syrii, a amerykańskie siły powietrzne utrzymywały obecność nad Syrią, rząd w Damaszku nie był w stanie przejąć kluczowego zagłębia naftowego w Deir - ez Zor ani kontrolować szlaków komunikacyjnych do granicy z Irakiem. W nowej sytuacji siły rządu damasceńskiego i jego irańscy protektorzy będą mieć dostęp do tych dwóch strategicznych zasobów. Działania te wzmocnią Iran i negują wcześniejsze wysiłki administracji USA wywierania "maksymalnej presji" na ten kraj.

Istnieje realna szansa, że w sytuacji rywalizacji sił tureckich i rządowych syryjskich o północno-wschodnią Syrię dojdzie do starć. Jest wysoce prawdopodobne, że tej chaotycznej sytuacji część przetrzymywanych w kurdyjskich więzieniach dżihadystów z IS zostanie uwolnionych, co zwiększy zagrożenie terrorystyczne w Syrii i UE. Z tego punktu widzenia nie sposób nie dostrzec bierności krajów europejskich wobec problemu północno-wschodniej Syrii. Doraźne groźby wobec Turcji nie zastąpią polityki, której celem powinna być stabilizacja tego obszaru w nowej sytuacji strategicznej po wycofaniu USA.

Beneficjentem wycofania amerykańskiego będzie także Rosja, która staje się niezbędnym mediatorem i gwarantem każdego porozumienia pomiędzy siłami tureckimi a rządowymi syryjskimi. Stany Zjednoczone pod aktualnym przywództwem nie są zdolne do pełnienia tej roli pomimo nieporównywalnie większych aktywów militarnych i gospodarczych w regionie. Pokazuje to jak bardzo jakość przywództwa nadal wpływa może na status mocarstwa w polityce międzynarodowej w XXI wieku.