W błyskawicznie przeprowadzonej operacji zbrojnej siły irackie siły zbrojne odbiły z rąk kurdyjskich miasto Kirkuk wraz z otaczającymi go strategicznymi polami naftowymi. Siły kurdyjskie wycofały się niemal bez stawiania oporu. Utrata Kirkuku przez Kurdów stawia pod znakiem zapytania nie tylko kwestię niepodległości Irackiego Kurdystanu, ale samo jego przetrwanie w obecnej formie.

Wydarzenia w Kirkuku przejdą zapewne do historii jako punkt zwrotny w dziejach Iraku, a zarazem jako moment, który przekreślił marzenia Kurdów o niepodległości. Siły rządowe odzyskały pełną kontrolę nad miastem stanowiącym od 2003 roku przedmiot sporu pomiędzy rządem w Bagdadzie a władzami Regionu Kurdystanu. Władze kurdyjskie, prócz faktycznego panowania nad miastem, kontrolowały także większość zysków płynących z eksploatacji bogatych złóż ropy w prowincji Kirkuk. Środki ze sprzedaży kirkuckiego surowca stanowiły jedno z głównych źródeł dochodu kurdyjskiej autonomii.

Zagadką pozostaje tempo irackiej operacji i sposób, w jaki została ona przeprowadzona. Na podstawie aktualnie dostępnych informacji zrekonstruować można prawdopodobny przebieg wydarzeń. 


Koncentracja elitarnych jednostek irackiej armii, policji oraz Jednostek Powszechnej Mobilizacji prowadzona była przez ostatni tydzień, o czym informowały zarówno irackie jak i kurdyjskie media. 14 października premier Iraku Hajdar al-Abadi poinformował o wydaniu rozkazu przejęcia miasta, lotniska oraz instalacji naftowych. Nakazał przeprowadzić tę operację przy współdziałaniu z Peszmergami i unikając konfrontacji. Jest wysoce prawdopodobne, że równocześnie toczyły się zakulisowe rozmowy pomiędzy dowódcami jednostek irackich a kurdyjską partią PUK, a konkretniej jej frakcją podległą Bafelowi Talabaniemu. To właśnie jednostki Peszemergów podległe partii PUK 16 października opuściły swoje stanowiska bez walki i w pośpiechu wycofały się z miasta.

Akcja w Kirkuku przedstawiana jest przez Bagdad jako reakcja na kurdyjskie referendum niepodległościowe, które odbyło się trzy tygodnie temu. Z perspektywy Kurdów wydarzenia z 16 października stanowią dotkliwą porażkę. Jej najpoważniejszym aspektem nie jest to, że utracono kluczowe miasto i pola naftowe, ale fakt, że doszło do tego w skutek działania jednej z kurdyjskich partii politycznych. Podobnie jak miało to miejsce kilkukrotnie w XX wieku, przekleństwem kurdyjskiej polityki okazał się podział polityczny i brak zdolności do wspólnego działania w obliczu zagrożenia. 


Kurdowie tracą Kirkuk w wyniku presji militarnej, zakulisowych działań politycznych i nagłego odwrotu. Ten scenariusz rodzi obawy, że dojdzie do dalszych podziałów wśród irackich Kurdów i źle rokuje przyszłości Irackiego Kurdystanu.

Operacja w Kirkuku stanowi zarazem zwycięstwo polityczne dla premiera Abadiego, a także Iranu, który odegrał kluczową rolę w negocjacjach. Iran przez lata wspierał rozbudowę irackich Jednostek Powszechnej Mobilizacji - formacji, która odegrała kluczową rolę w operacji Kirkuckiej. Z drugiej strony, wśród partii kurdyjskich Irańczycy od dawna kultywowali bliskie związki z PUK, a w szczególności z rodziną Talabanich. Regionalny rywal Iranu - Turcja, nie wsparła tym razem bliskiej jej politycznie kurdyjskiej partii KDP, czując się zagrożona przez ostatnie dążenia niepodległościowe jej lidera, prezydenta Kurdystanu Irackiego, Masuda Barzaniego. Operacja zdobycia Kirkuku zrealizowana została przez siły irackie przy aktywnym wsparciu Iranu i akceptacji Turcji.

Znamienne jest dyplomatyczne milczenie Stanów Zjednoczonych w odniesieniu do wydarzeń w Kirkuku. Trudno spodziewać się, że Amerykanie nie wiedzieli o celach i skali operacji. Jednak cicha akceptacja faktów dokonanych przez rząd USA pozostaje spójna z wcześniejszymi ostrzeżeniami wysuwanymi wobec Kurdów w przededniu referendum niepodległościowego. Wtedy dyplomacja amerykańska oferowała m.in. pomoc w negocjacjach w sprawie statusu Kirkuku w zamian za rezygnację z referendum. Propozycja ta została odrzucona wówczas przez prezydenta Barzaniego, który zadecydował zrealizować referendum i postawić sojuszników w obliczu faktów dokonanych. Z perspektywy USA przejęcie władzy nad Kirkukiem przez rząd centralny w Bagdadzie może być postrzegane jako korzystne, o ile oddali perspektywę podziału kraju i umocni szanse premiera Abadiego na zwycięstwo w wiosennych wyborach parlamentarnych.

Kryzys wokół Kurdystanu ma niestety nadal potencjał do eskalacji. Wydaje się, że zarówno rząd iracki, jak i jego irańscy sojusznicy mają zarówno wolę polityczną, jak i środki militarne do odzyskania pozostałych terenów, które Kurdowie zajęli po 2014 roku. Działania te prawdopodobnie nie spotkają się z potępieniem ani ze strony USA ani Turcji. Zarazem wydaje się, że uznane w irackim prawie granice Regionu Kurdystanu (a więc teren czterech prowincji: Dohuk, Erbil, Sulejmanija i Halabdża) nie zostaną przekroczone przez siły irackie. Jeżeli taki scenariusz będzie realizowany strona kurdyjska nie znajdzie prawdopodobnie ani sił militarnych, ani wsparcia dyplomatycznego, aby mu się przeciwstawić. Po przywróceniu stanu z 2014 roku, iracki rząd będzie gotowy do rozpoczęcia rozmów z władzami kurdyjskimi. Jednak pytaniem otwartym pozostaje, czy po dotkliwej porażce władze Kurdystanu utrzymają kontrolę nad swoim regionem.

 Więcej tekstów Łukasza Fyderka znajdziecie w serwisie PULS AZJI>>>