Może być jak w Sapporo – mruknął wściekły po sprincie Aleksander Wierietielny. Sześć lat temu Justyna Kowalczyk nie przywiozła z Japonii żadnego medalu. Ale tam przynajmniej Adam Małysz zdobył złoto na średniej skoczni. A w Val di Fiemme o medalach na razie możemy pomarzyć.

I na marzeniach może się skończyć. Nastroju do zwycięstw brak. Fatalny finał sprintu położył się cieniem na pierwszej części mistrzostw. Kowalczyk po biegu była zła jak osa, ale nie ma się czemu dziwić. "Ten błąd popsuł nam wszystko" - rzucił kilka dni później Wierietielny. Po sprincie w ogóle nie chciał rozmawiać, przejechał autem tuż przed mikrofonami czekających dziennikarzy. "Jest kiepsko" - dodał, kiedy ochłonął.

Jak tu wierzyć w medal, skoro w ekipie panuje taka atmosfera? Na twarzach większości biegaczek, biegaczy, skoczków, czy skoczkiń, nie tylko tych stających na podium, widać uśmiechy, radość z brania udziału w narciarskim święcie. W polskim obozie wieczne napięcie. Wszystko jest kłębkiem nerwów, który nie wiadomo kiedy eksploduje.

Na ten pozytywny wybuch energii liczyliśmy na średniej skoczni. Po raz kolejny okazało się, że biało-czerwoni brylują na treningach, a nawet w kwalifikacjach, ale o dobry skok w konkursie jest bardzo trudno. Dawid Kubacki chciał być czarnym koniem zawodów, zapewniał, że ta skocznia mu pasuje i nie wskoczył do finałowej serii. Maciej Kot i Piotr Żyła też mieli szansę na lepsze miejsce.

Sprawa Stocha, to osobny rozdział. Podobny zresztą do tego napisanego przez Kowalczyk w sprincie. Błąd, jaki zdarzał się już wcześniej, tym razem pozbawił skoczka medalu. Tyle że Kowalczyk ma ich w dorobku już kilka, Stoch na swoje dni chwały ciągle czeka. I nie przekonują mnie słowa Łukasza Kruczka, który po zawodach spokojnie mówił, że takie są skoki i to jest taki sam konkurs jak na mistrzostwach Polski. Otóż nie. Kto wie, czy Stoch jeszcze kiedykolwiek stanie przed tak ogromną szansą zdobycia mistrzostwa świata. To był właśnie ten konkurs. Jeden z dwóch najważniejszych konkursów w tym roku. Stoch dobrze o tym wie, on sam mówił niewiele, ale wszystko wyjaśniały łzy w jego oczach. No ale pamiętajmy, ten drugi najważniejszy konkurs lada chwila na dużej skoczni.

A na razie świętują w Val di Fiemme Norwegowie. Marit Bjoergen miała w tym sezonie problemy ze zdrowiem, opuściła Tour de Ski, nie zdobędzie Pucharu Świata, ale ma już dwa złote medale. Cieszą się Amerykanie, bo ich młodziutka, osiemnastoletnia Sarah Hendrickson wygrała konkurs skoków pań. Mniej powodów do sportowej radości mają Włosi, ale oni od początku nie mogli liczyć na worek medali. Za to ilością śniegu przebijają wszystkich. Odgarnianie 20 centymetrowej warstwy puchu z samochodu, to właściwie codzienność.