Kolejne prokuratorskie postępowania, sensacyjne newsy o przelewach do spółki córki. W obiegu pojawiają się zarówno informacje wagi ciężkiej, jak i te bez znaczenia. Krążą coraz szybciej i częściej. Niczym samoloty OLT nad Polską na starcie 2012 roku. Zaczynam obawiać się, że - tak samo jak z „taniego” przewoźnika – nic z nich nie będzie.

Kolejne prokuratorskie postępowania, sensacyjne newsy o przelewach do spółki córki. W obiegu pojawiają się zarówno informacje wagi ciężkiej, jak i te bez znaczenia. Krążą coraz szybciej i częściej. Niczym samoloty OLT nad Polską na starcie 2012 roku. Zaczynam obawiać się, że - tak samo jak z „taniego” przewoźnika – nic z nich nie będzie.
Biurowiec Amber Gold w Gdańsku (zdj. archiwalne) /PAP/Adam Warżawa /PAP

Piątek zmroził nas sensacyjną wręcz informacją! Były przelewy z Amber Gold do OLT Express!!! A przelano nawet kilkadziesiąt milionów złotych! Poinformować mieli o tym śledczy z Łodzi, którzy wszczęli nowe śledztwo w sprawie Amber Gold. Sprawdzają w nim, czy małżeństwo P. działało samo czy też z czyjąś pomocą. Przebijam więc! Nie kilkadziesiąt, a ponad 300 milionów!

Prokuratorzy doskonale to wiedzą. Muszą! Pytany dziś przeze mnie o to rzecznik Prokuratury Regionalnej w Łodzi zapewnił mnie, że tłumaczył dokładnie, że przelewy, o których mówiono w piątek, to część większej sumy przelanej z Amber Gold do OLT. I że to te same informacje, które znamy od lat i że nie ma w nich cienia sensacji.  To tylko pokazuje, jak źle służą emocję wyjaśnianiu tej sprawy.

Śledczy częściowo bazują na opinii przygotowanej przez specjalistów z dużej firmy audytorskiej. Sama opinia kosztowała nas - podatników - prawie milion złotych. Analizowano w niej zewnętrzne wpływy i wypływy z kont spółek Amber Gold. Może warto więc korzystać z wiedzy, którą w ten sposób - jako społeczeństwo - zdobyliśmy. A dzięki niej wiemy dużo o transferach pieniędzy, choć wygląda na to, że nie wszystko. I może - gdy zechcemy ostudzić nieco emocje w tej sprawie - zaczniemy rozumieć coś więcej niż tylko to, że ktoś wpłacił, ktoś przelał, a prokuratura dała ciała.

Według ustaleń śledczych klienci wpłacili do Amber Gold około 850 milionów złotych. Wpłacili. To ważne słowo. Bo to nie oznacza, że tyleż samo właśnie klienci tej firmy stracili. A przeważnie w mediach słychać - i sam także mogłem paść ofiarą tego skrótu myślowego i być przekaźnikiem owych słów - że klienci stracili 850 milionów złotych. A to nie do końca tak. Nieraz  słychać też pytania: "co stało się z pieniędzmi klientów?","gdzie jest złoto Amber Gold?.", "gdzie jest 850 milionów, które wyparowały z lokat?"... tu też nie ma wielkiej tajemnicy. Ale po kolei. 

Milionów złotych mamy około 850. Od razu odejmijmy 20. To pieniądze, które Marcin P. i Katarzyna P. wypłacali sobie przez lata, jako własne wynagrodzenie... Przerażające, bulwersujące, skandaliczne. Delikatnie mówiąc. Dorzućmy do tego kolejne 212 milionów które, wpompowane zostały w tak zwany "rozwój i promocję firmy." Lub jak ja to nazywam: Fundusz Zabaw i Zachcianek. To za te pieniądze zakładano i remontowano kolejne siedziby, kupowano drogi sprzęt, dawano na nagrody dla kadry kierowniczej. Tej samej, która absolutnie nie wiedziała, nie miała pojęcia i nawet przypuszczenia, że uczestniczy w co najmniej podejrzanym przedsięwzięciu. Z tego budżetu łożono na reklamy, produkcję filmową, inwestycje w zoo lub kościelny budynek. I inne mniej lub bardziej głośne dziwne ruchy ze strony Amber Gold. Zostaje jakieś 618 milionów.

350 z nich poleciało na inwestycje lotnicze. W OLT Express bezpośrednio 299 milionów z groszami. Mniej więcej kolejne 50 leciało bokami, gdy z kont Amber Gold pokrywane były wydatki OLT. Kurczy nam się to konto Amber Gold. Oj, kurczy się...

Ale nie aż tak, byśmy nie zdołali wydać więcej! I tak kolejne 31 milionów złotych to pieniądze, które poszły na pożyczki dla klientów. Warto pamiętać, że Amber Gold nie tylko zabierało. Czasem też dawało - oczywiście tym, którzy gdzie indziej nie mieli szans dostać pożyczki. Nic więc w tym szlachetnego. Tym bardziej, że wpłacający pieniądze do złotej spółki godzili się na ich inwestowanie w złoto, a nie pożyczanie komukolwiek. Mimo wszystko jednak to kolejne zidentyfikowane pieniądze. Zostaje więc jakieś 238 milionów złotych. I tu zaczyna robić się ciekawie... bo skąd wziąć teraz ponad 290 milionów złotych, które Amber Gold wypłaciło niektórym klientom? Tym, którzy w jakiś tam sposób na jej działalności zarobili, albo przynajmniej zdołali odzyskać wpłacone pieniądze, zanim doszło do upadku Amber Gold. Ponad 290 milionów -  taka kwota pada właśnie w jednym z punktów zarzutu dotyczącego prania pieniędzy. Owe wypłaty klientom są bowiem opisane jako pranie pieniędzy... Suma przekracza nam już wspomnianą kwotę około 850 milionów złotych.

Śledzę tę sprawę od samego niemal początku. Przeprowadziłem w związku z nią dziesiątki, jak nie setki rozmów, z różnymi "stronami" całej tej historii. Nieraz słyszałem głosy o tym, że wpłaty klientów są niedoszacowane. Że może nie chodzi tu wcale o około 850 milionów, ale może nawet ponad miliard złotych. Zacznijmy od tego, że księgowość była w spółkach Ambera bardzo umowna. O to niedoszacowanie pytałem też obrońcę Marcina P. Jego zdaniem niedoszacowana są dane we wspomnianej opinii, za którą z pieniędzy podatników zapłacono blisko milion złotych. Jak tłumaczył mi adwokat Michał Komorowski, analitycy nie uwzględnili tego, co spółka miała zarobić na różnicach kursowych złota - gdy odkupywała złoto od  jednych klientów Amber Gold, by drożej sprzedać je kolejnym. 

Ciekawe jest też wznowienie umorzonych wcześniej przez prokuraturę wątków dotyczących Amber Gold i OLT Express. Śledczy z Prokuratury Regionalnej w Łodzi - jak tłumaczą - weryfikują teraz podjęte wcześniej decyzje i sprawdzać będą czy oprócz Marcina P. i Katarzyny P. na ławie oskarżonych nie powinien zasiąść ktoś jeszcze. Innymi słowy sprawdzają czy ich koledzy z Prokuratury Okręgowej dobrze i właściwie wykonali swoją pracę. Czy przypadkiem nie zbagatelizowali niektórych wątków umarzając je,  by mieć czas i możliwość skupienia się wyłącznie na Marcinie i Katarzynie P. To jednak moja ocena. Rzecznik Prokuratury Regionalnej nie chciał się z nią zgodzić. Jasne wydaje się jednak, że takie rzeczy powinny być wyjaśnione znacznie wcześniej, przed skierowaniem do sądu aktu oskarżenia w sprawie Marcina i Katarzyny P. Tym bardziej, że oba śledztwa prowadzone są dokładnie z tego samego paragrafu Kodeksu Karnego. A może to znaczy już, że do prokuratorów z Gdańska zeznających przed Komisją Śledczą, dołączą później ich koledzy z Łodzi?