Zagonił do rogu, zaszachował, wystawił. Może dał klapsa albo i nawet wymierzył policzek. Paweł Adamowicz Platformie Obywatelskiej. Prezydent Gdańska ogłosił w niedzielę, że zawalczy o kolejną kadencję. Bez poparcia ugrupowania, z którym przez wiele lat był związany i z którym na pewno nadal jest kojarzony.

O tym, że poparcia PO dla Adamowicza w najbliższych wyborach samorządowych nie będzie, zakomunikował ostatnio w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Grzegorz Schetyna. Wiadomo... historie z mieszkaniami, oświadczeniami majątkowymi, kontrowersje czy wątpliwości dotyczące pochodzenia majątku są wizerunkowym obciążeniem także dla PO. Adamowicz stałby się prędzej czy później nową Hanną Gronkiewicz-Waltz.

A może to nie PO skreśliło Pawła Adamowicza, a prezydent Gdańska skreślił PO? Jesienią lider największej opozycyjnej partii mówił w RMF FM, że listopad lub grudzień to czas, w którym platforma przedstawi kandydatów w największych miastach. Połowa lutego za nami i cisza. Ile można czekać?

Wciąż nie wiadomo, w jakim kształcie szeroko rozumiana opozycja pójdzie do wyborów, a lokalnie Prawo i Sprawiedliwość wydaje się coraz mocniejsze. Na tyle nawet, by wygrać wybory na wójta w pomorskiej gminie, w której do tej pory PiS nie wygrywał... Trafiło się jak ślepej kurze ziarno - próbowali to komentować niektórzy. Inni twierdzili, że to nic wielkiego i że to PSL, a nie PO, rządziła wcześniej w tej gminie, więc nie ma powodów do zmartwień. Humory w PO więc dopisują, ignorancja trwa, zagrożenia nikt się nie spodziewa, a przekonujących wizji na przyszłość brak.

Nie wierzę jednak w to, by Adamowicz, który w polityce jest blisko 30 lat, był tak naiwny. Film zapowiadający jego start wyraźnie pokazuje, że z kampanii lokalnej, samorządowej będzie próbował zrobić rozgrywkę o fundamentalnym, szerokim wydźwięku. Bo trzeba  ochronić Gdańsk przed "złą zmianą". A skłócona, niezdecydowana, sama niewiedząca czego chce opozycja - w ujęciu gdańskim czytaj Platforma - może sobie z tym nie poradzić.  "Trochę nie chcę, ale nie mam wyboru, więc muszę"  - zdaje się mówić Adamowicz.

W lokalnej PO od dawna słyszę głosy, że Adamowicz nie powinien już więcej kandydować. Bo szkodzi miastu, partii i sobie. Od wczoraj - gdy Adamowicz ogłosił start - poziom emocji jest zdecydowanie wyższy. Jest też zaskoczenie. Mimo że od wielu tygodni trwały działania, po których można było spodziewać się, że Adamowicz wystartuje.

Jego decyzja nie powinna więc szokować. Dla niego to być albo nie być w polityce. W ogóle. Naiwnością moim zdaniem byłoby sądzić, że ktoś da mu w przyszłości miejsce na liście do europarlamentu czy parlamentu. Nie z takim negatywnym obciążeniem, jakie ciągnie się  - niczym samolot na linie - za Adamowiczem. Albo więc wygra kolejne wybory na prezydenta Gdańska, albo pożegna się z polityką. Brak startu byłby pożegnaniem się bez walki, a to raczej nie jest styl Adamowicza.

Nawet trwający sądowy proces, a może i wyrok - paradoksalnie - mogą mu być na rękę w tych wyborach. Bo przecież może przedstawiać siebie jako ofiarę Prawa i Sprawiedliwości, reformy sądownictwa, Zbigniewa Ziobry. Znajdzie się wielu mieszkańców, którym to wystarczy. Mniejsze zło zawsze cieszy się powodzeniem.

Swoją drogą prezydent Gdańska musi mieć świadomość jak bardzo na starcie te budzące ewidentnie niesmak historie będą mu ciążyć. Samo ogłoszenie startu w środku kryzysu dyplomatycznego na linii "Polska - nie tylko Izrael" i organizowanie konferencji prasowej tuż przed drużynowym konkursem skoków na igrzyskach olimpijskich, pokazuje, że Adamowiczowi raczej nie zależy na rozgłosie.

I tu wracamy do PO, która nadal nie wie co zrobić z Gdańskiem. Decyzję zapewne podejmować będzie Grzegorz Schetyna. Jeśli wystawi kontrkandydata - może ryzykować utratą kluczowego miasta, matecznika PO, miasta wolności i Solidarności - które z punktu widzenia PO - gra ważną rolę w polityce ogólnopolskiej. Bo gdzie, dwóch się bije, tam trzeci (PiS) zaciera ręce.

Jeśli go nie wystawi - da ciche poparcie - niewygodnemu, niepokornemu prezydentowi... tym samym będzie musiał zaakceptować wszelkie jego grzeszki. A to dla PiS-u prezent wymarzony.

I tak źle, i tak niedobrze - mówiąc bardzo delikatnie. To już jednak nie zmartwienie Adamowicza. On powinien martwić się o to, czy w ogóle ma szanse ponownie zostać wybranym. Ale skoro startuje, to pewnie w to wierzy. Wiara to w tym przypadku może być za mało...