Motocyklista z Trójmiasta - znany jako "Frog na motorze" - może czekać na karę równie długo jak ten Frog z BMW. O ile w ogóle się jej doczeka.

Gdyby przyjąć, że za każde przejechane czerwone światło motocyklista zostanie ukarany najwyższym możliwym mandatem, to ich kwota przekroczyłaby 10 tysięcy złotych. Do tego doliczyć by trzeba było i inne wykroczenia - przekraczanie prędkości, zmiana pasa na skrzyżowaniu, przekraczanie podwójnych ciągłych, niebezpieczna jazda... Właśnie wykroczenia, to słowa klucze. Na razie nie ma mowy o przestępstwie - na przykład sprowadzeniu zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym - o które podejrzany jest samochodowy archetyp "Froga na motorze." Sprawa nie trafiła nawet do prokuratury. A jeszcze potrzebna byłaby odpowiednia opinia biegłego.

Podejrzenie o wykroczenia drogowe - choćby całą serię - nie daje policji podstaw do zatrzymania kogokolwiek. Froga z BMW policja przecież zatrzymywała między innymi w związku z wyłudzeniami. Ciekawe, czy kryminalni z Pomorza prześwietlają teraz przeszłość "Froga na motorze" i szukają haka niezwiązanego z niebezpieczną jazdą? Jak go nie znajdą, pozostanie wezwanie na przesłuchanie. Czekanie... czy się stawi... Ewentualne "doprowadzenie, jeśli stawić się nie raczy. Ulubione przez wielu "policyjne czynności" trwają... ale na efekty będzie trzeba poczekać.

Trudno uwierzyć w to, że policja nie wie, kim jest motocyklista z Trójmiasta. Wiedzieć jednak, a potrafić to udowodnić - wysyłając do sądu wniosek o ukaranie - to ogromna różnica. Zakładam, że z punktu widzenia policji to na razie jedynie właściciel motocykla, którym ktoś pędził przez Gdańsk. Nie dziwię się więc, że nie mówią zbyt wiele o sprawie. Nie mają wyjścia, bo mogliby narazić się na kompromitację. Linii obrony domniemanego "Froga na motorze" łatwo się domyślić. "To nie ja jechałem. Pożyczyłem motocykl koledze. Nie pamiętam już któremu." Bo jak udowodnić motocykliście, że to on jechał? Skoro jechał w kasku i kominiarce, a na nagraniach z zabezpieczonego monitoringu miejskiego nie widać jego twarzy? Owszem można szukać logowań komórki do stacji bazowych, ale to wymaga czasu. O ile ktoś w ogóle miał ze sobą telefon.

Dla wielu przeciwko "Frogowi na motorze" świadczy usuwanie przez niego dowodów w sieci. Istne zacieranie śladów. Skasowanie filmiku z szaleńczej jazdy, zdjęć, i innych informacji z jego bloga... niby wiadomo o co chodzi. I trudno się z tym nie zgodzić. I to właśnie jest frogizm. Państwo wie, kto jechał, jak jechał... i tłumaczy, że niewiele może z tym nic zrobić. Dowody nie będą mocne, nie obroni się to przed sądem, który musi przecież stosować domniemanie niewinności. I nie będzie się czemu dziwić, gdy pewnego dnia przed budynkiem sądu czy prokuratury - a zakładam, że taki dzień jednak nadejdzie - "Frog na motorze", jak ten "Frog oryginał" - obwini za wszystko dziennikarzy.