Światowy kryzys ma już równe trzy lata. Dziś bolesna rocznica. 15 września 2008 roku bankructwo ogłosił bank inwestycyjny Lehman Brothers. Jak długo jeszcze potrwa kryzys? Optymiści mówią o dwóch-trzech latach, pesymistyczni realiści twierdzą, że przed nami jeszcze od 7 do 10 chudych lat.

Tekst zawiera osobiste opinie dziennikarza RMF FM.

To, co się wydarzyło 3 lata temu, było czymś nie do ogarnięcia. Reakcje na ogłoszenie bankructwa przez Lehman Brothers były dwie. Pierwsza to ignorancja. Wiele osób się tym nie przejęło, bo zwykli ludzie nie wiedzieli, czym był Lehman. Inni wzięli to za coś normalnego, bo ten bank już raz ogłaszał bankructwo, ale stanął na nogi. Do tego na czele Lehmana stał weteran, najdłużej urzędujący prezes na Wall Street - Dick Fuld.

Druga reakcja to szok. W końcu bankructwo ogłosiła legenda bankowości, moloch, który dyrygował Wall Street.

Wszyscy byli jednak w błędzie, czy jak mówią Amerykanie, w czarnym lesie. Nie wiedzieliśmy dokładnie co się stało. Doniesienia zza kulis napływały powoli i były przerażające. Dowiedzieliśmy się, że to rząd USA nakazał Lehmanowi ogłosić bankructwo. To miało być "kontrolowane bankructwo", czyli coś, co teraz politycy próbują zrobić z Grecją.

Świetnie to opisuje wyprodukowany przez amerykańską telewizję HBO film "Too Big To Fail". Poniżej zwiastun.

Film pokazuje jak to było naprawdę. Jest naprawdę dobry. Jego jedyny minus to fakt, że trochę za bardzo jest laurką dla ówczesnego amerykańskiego sekretarza skarbu Hanka Paulsona.

Ale i tak widzimy tam sceny przyspieszające bicie serca. Sekretarz Paulson klęczący przed szefową demokratów, spikerem, czyli marszałkiem Izby Reprezentanów Nancy Pelosi robi wrażenie. Paulson prosił w ten sposób o poparcie wartego ponad 700 miliardów dolarów planu wykupienia toksycznych aktywów z banków.

Scena, w której szef amerykańskiego nadzoru ma na biurku karteczki z nazwami banków i zastanawia się, który bank połączyć z którym, to też dowód paniki, w którą wpadł nadzór.

Wreszcie mamy szefa FED Bena Bernanke, który z kamienną miną obwieszcza co się stanie. Bernanke był naukowcem, specjalizował się w historii kryzysów. Jeżeli on mówi, że za dwa dni nie będzie amerykańskiej gospodarki, to wcale nie przesadza. Z kolei dyrektor finansowy jednego z banków ostrzegł swoich szefów w poniedziałek, że w środę skończą im się pieniądze.

Politycy reagowali więc nerwowo, czasem robili po prostu głupio, ale musieli coś zrobić. Cokolwiek. Bo sektor finansowy im nie pomagał.

To byli syci garniturowcy. Krawaciarze, dla których najważniejsze są miliardy dolarów, które zarabiali.

Chciwość i beztroskę finansjery pokazuje inny film, który z okazji rocznicy kryzysu trzeba zobaczyć. Nagrodzony Oskarem document "Inside Job".

Doskonałe kino. Kryzys ze swojej perspektywy opisują i tłumaczą najwięksi: najbogatszy inwestor świata Warren Buffet, legendarny spekulant George Soros, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde, skompromitowany seksaferą były prokurator Nowego Jorku Eliot Spitzer, guru ekonomiczny amerykańskich prezydentów Paul Volcker, znany z pesymizmu i trafności prognoz ekonomista Doktor Zagłada, czyli Nouriel Roubini, członek rady FED Frederic Mishkin.

Naprawdę warto ich posłuchać.

Dzięki temu możemy zrozumieć czym był kryzys września 2008 roku, jak to się stało, że chciwi bankierzy wciskali kredyty hipoteczne komu popadnie, a bezrobotni dostawali kredyty na luksusowe rezydencje. Oczywiście ich nie spłacali, ale nikogo to nie martwiło, bo na długach banki też świetnie zarabiały.

Dzisiaj kryzys jest inny. Gotówka już jest, ale i tak mamy problem. To dlatego, że kredyty, jak szalone brały też poszczególne rządy. Zupełnie zapominając o tym, że nawet państwa muszą spłacać swoje zobowiązania. Rządy postawiły więc na dodrukowanie pieniędzy. I to oszustwo się na nich zemściło, bo pieniądze zostały przehulane, a nie zainwestowane.

Znowu mamy dowód głupoty polityków. Ci mądrzejsi, którzy chcą coś robić, mają problem.

Są dwie szkoły wyjścia z kryzysu, oparte na dwóch doktrynach. Keynesa - polegająca na pompowaniu w gospodarkę pieniędzy. Druga Hayeka nakazująca ścinać i robić oszczędności. I naprawdę nie wiadomo co wybrać. Kto z Was dobrze zna język angielski, może porównać te doktryny w genialnym wideoklipie poniżej. W profesjonalnym i bardzo luźnym stylu mamy dokładnie pokazane różnice pomiędzy tymi doktrynami.

To najlepsza lekcja ekonomii z jaką się spotkałem. W 10 minut wyjaśnia, gdzie jesteśmy i do czego zmierzamy.

Wnioski nie są dla nas korzystne. Wczoraj mówił o nich w Parlamencie Europejskim minister finansów Jacek Rostowski. Tak jak codziennie patrzymy mu na ręce, tak teraz absolutnie się z nim zgadzam. I tak też w prywatnych rozmowach mówią chyba wszyscy ekonomiści i inwestorzy.

Jeżeli grecki kryzys przeleje się na Włochy i jeżeli Italia upadnie, to Strefa Euro nie przetrwa. Jeżeli ona się rozpadnie, to nie będzie Unii Europejskiej.

To gra zero-jedynkowa. Nie ma wyjścia. Politycy muszą uzgodnić i co najważniejsze wprowadzić z życie jeden skuteczny plan wyjścia z kryzysu. Niestety ośrodków decyzyjnych jest za dużo. Osobiście szykuję się na kilka lat kryzysu. To, że potrwa 10 lat, to nie straszenie - to realna perspektywa. Tym bardziej, że bankierzy znów świetnie zarabiają na kryzysie i drukowaniu pieniędzy. Dowód? Szalejące kursy franka, euro, złota i akcji.

PS. A wojna o której mówił minister Rostowski? Pamiętajmy, że we wszystkich konfliktach chodziło o pieniądze i władzę, którą dają. Teraz konflikt też jest możliwy. W końcu Niemcy domagają się, żeby Grecja de facto zrezygnowała z suwerenności. Żeby gdzie indziej zapadały decyzje. Jedna iskra i możemy mieć z tego wojnę. W końcu już mieliśmy zamieszki w Atenach.