Polacy biorą sprawy w swoje ręce w Brukseli. Kilkunastu naszych rodaków kandyduje w regionie stołecznym w lokalnych wyborach. Przeważnie jednak ich programy wyborcze nie są skierowane do Polaków mieszkających w Brukseli.

W Belgii do samorządów mogą kandydować rezydenci Belgii z różnych krajów UE. Cudzoziemiec nie może wprawdzie zostać burmistrzem, ale jest wielu kandydatów na lokalnych "ministrów". Szanse ma kilku Polaków.

Czwarta na liście Zielonych w gminie Ixelles (a więc z ogromną szansą na sukces) to Polka urodzona w Kanadzie, Nora Bednarski. Jestem Polką, mój ojciec jest Polakiem, mama Kanadyjką. Od wielu lat jestem zaangażowana w lokalne życie - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM. Bednarski (pracuje w Komisji Europejskiej) podkreśla, że władza w Belgii jest bardzo zdecentralizowana i gminy mają wiele do powiedzenia. Decydują o takich sprawach, jak remonty budynków i dróg, programy językowe wyrównujące szanse,  planowanie transportu publicznego, dostęp do opieki socjalnej.

Bednarski jest niepełnosprawna, porusza się na wózku inwalidzkim. Jeden z elementów jej programu to dostęp dzieci z różnymi niepełnosprawnościami do szkół. W Ixelles tego bardzo brakuje. W Kanadzie chodziłam do normalnej szkoły, dlatego zdobyłam taką pewność siebie - wyjaśnia.

Joanna Kaminska także startuje z listy Zielonych (na 10. miejscu), ale do rady gminy Etterbeek. Jej program to polepszenie jakości powietrza, a także poprawa zażądania odpadami. Pytana, czy zamierza także coś zrobić dla mieszkających w Etterbeek Polaków, wyjaśnia, że naszych rodaków denerwuje brud na ulicach.

Wszyscy Polacy mi mówią, że bardzo ważne dla nich jest wprowadzenie kontenerów do których wrzucano by worki ze śmieciami. Teraz jest tak, że w różnych dniach wystawia się przed domem worki, które często się rozsypują i zaśmiecają chodniki. W Polsce jest czyściej niż w Brukseli - wyjaśnia Kaminska, która pracuje w Parlamencie Europejskim.

Większość polskich kandydatów nie kieruje do Polaków swoich programów  - zauważa Marta Bark-Stelmaszczyk z Brukselskiego Klubu Polek (BEKAP),  która zorganizowała panel z polskimi kandydatami. Dlaczego?  Mimo że jesteśmy tutaj tak liczni, tylko niewielu będzie głosować - wyjaśnia. W niektórych gminach Polacy stanowią nawet  4-5 proc. społeczności. Jednak tylko nieliczni się zarejestrowali w spisie wyborców, by wziąć udział w głosowaniu. W Belgii, aby cudzoziemiec mógł wziąć udział w wyborach 14 października, musiał się uprzednio zarejestrować (termin upłynął z końcem lipca). Taka wcześniejsza rejestracja to nie jest znany w Polsce obyczaj - mówi Stelmaszczyk. W gminie Ixelles mieszka ponad 1500 Polaków, a zarejestrowało się tylko 230 osób. Tak niski procent rejestracji wynika między innymi z nieufności. Polacy mieszkający w Belgii boją się kar finansowych - wybory są obowiązkowe po groźbą kar pieniężnych. 

Polacy sądzą, że gdy raz się zarejestrują to zawsze będą musieli głosować, w przeciwnym razie zapłacą karę - wyjaśnia  Stelmaszczyk. Jej zdaniem belgijskie partie także zbyt późno zorientowały się, z jakim potencjałem wyborczym mają do czynienia. Tylko nieliczne gminy na czas informowały w języku polskim o możliwości rejestracji. Informacje takie były natomiast rozpowszechniane w języku tureckim. Tak więc o tym, czy Polacy będą rządzić w Brukseli, zadecydują głównie Belgowie i inni obcokrajowcy.

"Denerwuje mnie, że nas tutaj tak zbywają"

Z programem nastawionym wyłącznie na Polaków idzie do wyborów  Iwona Młynarczyk-Rycharska, polska sprzątaczka. Startuje z listy burmistrza DeFI. Ma 34 miejsce na liście. Karierę polityczną zaczęła robić po tym, jak zauważono ją w merostwie, gdy kilkakrotnie podjęła się mediacji między mieszkańcami dzielnicy.

Mój program jest dla Polaków, bo denerwuje mnie, że nas tutaj tak zbywają - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM. Pani Iwona postuluje więc łatwy i tani dostęp do nauki języka francuskiego i niderlandzkiego. Sama musiałam się nauczyć obu języków, wiem więc, że nie jest to tanie, ale bardzo, bardzo ważne - przyznaje.  Chce więc, aby w gminie były dyżury polskich tłumaczy. Często się zdarza, że Polak, który nie zna ani francuskiego, ani niderlandzkiego po prostu sobie nie radzi, nie zna swoich praw, nie wie, o co może się ubiegać, a płaci podatki tak jak każdy.

Pani Iwona chce także wprowadzić zasady dotyczące ciszy nocnej. Mieszka tu tyle kultur i jest tyle obyczajów, że trzeba to wszystko pogodzić - mówi. Chcę również, żeby zaczęto bardziej respektować naszą kulturę -zapowiada Młynarczyk-Rycharska.

W Schaarbeek mieszka 5 tys. Polaków, a zarejestrowało się tylko 650. Pani Iwonie potrzeba 500 głosów. Liczy więc na rodaków. W poprzednich latach, jeżeli na listach wyborczych pojawiały się polskie nazwiska, to byli to zazwyczaj Polacy już urodzeni w Belgii. Potomkowie emigrantów. Tym razem większość kandydatów zamieszkała w Brukseli już po wejściu Polski do Unii. Nie czują się Belgami, mają polskie paszporty, lubią Brukselę i chcą zmienić otoczenie, w którym przyszło im mieszkać.