Polska może oddać siedzibę prestiżowej, unijnej agencji - Fronteksu. „Nie miałbym z tym żadnego problemu” – powiedział premier Donald Tusk.

Fronteks to unijna agencja ds. ochrony zewnętrznych granic. W 2004 roku wywalczyliśmy to, że jej siedziba znalazła się w Polsce. Każdy broniłby jej jak lew, ale nie polski rząd.

Premier pytany prze ze mnie o zabiegi Włochów, by nam odebrać siedzibę Fronteksu odpowiedział: Nie miałbym z tym żadnego problemu. Dopytywany, powtórzył to trzykrotnie! Przyznam, że oniemiałam. Nie musi pani robić takiej zdziwionej miny - skomentował moje zdziwienie premier. Zdziwienie to i tak najsłabsza reakcja...

Prawie 10 lat temu stoczyliśmy zaciekły bój o to, by Frontex miał siedzibę w Warszawie. Pamiętam, że sprzątnęliśmy ją sprzed nosa bardzo pewnym siebie Węgrom. Pamiętam radość z tego pierwszego zwycięstwa w początkowych miesiącach członkostwa Polski w Unii. Frontex w Warszawie to przecież nie tylko prestiż, to także korzyści ekonomiczne dla miasta.

Premier ma może rację twierdząc, że obojętnie, gdzie Frontex byłby usytuowany, to nie może skutecznie zapobiec takim tragediom jak ta u wybrzeży Lampedusy. Trudno mi jednak zgodzić się na to, że szef rządu oddaje go walkowerem. Frontex może być w Polsce, Finlandii, Grecji, Wielkiej Brytanii, ale nie dysponuje samolotami, statkami, policjantami - takie słowa mogą nam zaszkodzić. Inni mogą je wykorzystać.

W europarlamencie kilka dni temu uchwalono rezolucję wzywającą do utworzenia we Włoszech drugiego biura operacyjnego Fronteksu. Jeżeli do tego dojdzie, warszawska centrala zostanie osłabiona. A Polska powinna zabiegać o wzmocnienie jej pozycji.