Polska spuszcza z tonu. Witold Waszczykowski deklaruje, że jest "otwarty na argumenty" w sprawie spotkania z Rosją przed szczytem NATO w Warszawie, a kilka batalionów na wschodniej flance jego zdaniem "na dzisiaj wystarczy”. Jeszcze niedawno zdecydowanie sprzeciwialiśmy się posiedzeniu Rady NATO-Rosja przed szczytem w Warszawie i chcieliśmy stałych baz NATO w Polsce.

Polska spuszcza z tonu. Witold Waszczykowski deklaruje, że jest "otwarty na argumenty" w sprawie spotkania z Rosją przed szczytem NATO w Warszawie, a kilka batalionów na wschodniej flance jego zdaniem "na dzisiaj wystarczy”. Jeszcze niedawno zdecydowanie sprzeciwialiśmy się posiedzeniu Rady NATO-Rosja przed szczytem w Warszawie i chcieliśmy stałych baz NATO w Polsce.
Logo NATO [zdj. ilustracyjne] /MAURIZIO GAMBARINI/dpa /PAP/EPA

Na polskie władze wywierają presję te kraje, które mają do nas wysłać żołnierzy, by wzmocnić wschodnią flankę. Francja i Niemcy wcale się nie palą, by masowo wysyłać na wschód swoje wojska. Ich zdaniem jest to zbyt kosztowne, a poza tym nie widzą w tym większego sensu, gdyż zajęte są flanką południową i walką z terroryzmem. Chcą natomiast spotkania z Rosją przed szczytem w Warszawie, by ją poinformować o decyzjach, które na nim zapadaną. Oficjalnie twierdzą, że chcą rozmawiać z Moskwą o Syrii.

Szef polskiej dyplomacji wyraźnie złagodził ton i nie sprzeciwia się już spotkaniu z Rosją przed lipcowym szczytem. Jestem otwarty na te argumenty, być może mnie przekonają - deklaruje. Trudno sprzeciwiać się krajom, które mają się zgodzić na wysyłanie do nas swoich oddziałów.

Minister z pewną rezygnacją akceptuje także dosyć niewielkie wzmocnienie wschodniej flanki - kilkoma batalionami. Na dzisiaj jest taka odpowiedź (przypis red. NATO) szykowana. Mamy nadzieję, że ona na dzisiaj wystarczy - deklaruje Waszczykowski. Przyznaje też, że "to wzmocnienie powinno być większe", ale cóż - rzeczywistość jest jaka jest i trzeba się z nią pogodzić. Przypomnę, że Polska zabiegała o stałe bazy NATO, a nie o kilkuset żołnierzy...

(mn)