Rośnie prawdopodobieństwo, że nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego zostanie Antonio Tajani. Stanowisko szefa Rady Europejskiej może stracić Donald Tusk, bo chadecy będą mieć wtedy kontrolę nad trzema unijnymi instytucjami: Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską i Radą Europejską. To oznacza zachwianie równowagi politycznej między chadecją a socjalistami. Tuskowi kończy się zaś w tym roku kadencja w przeciwieństwie do Jean Claude’a Junckera, który został wybrany na 5 lat.

W kuluarach PE mówi się także, że ceną za poparcie Tajaniego przez liberałów (przypomnijmy, że szef liberałów Guy Verhofstadt zrezygnował przed głosowaniem z kandydowania) jest stanowisko Jerzego Buzka, czyli przewodniczącego Konferencji Przewodniczących Komisji Parlamentu Europejskiego. To ważne stanowisko koordynatora wszystkich komisji. Jeżeli to prawda, to to oznacza, że Europejska Partia Ludowa (EPP), do której należy Platforma Obywatelska, poświęciła za Tajaniego dwa ważne stanowiska Polaków.

Wybór Tajaniego jest jednak lepszy dla Polski, niż socjalisty Gianniego Pittelli, który bardzo lansował ataki na Polskę - np. w sprawie aborcji, gdy nie było nawet propozycji ustawy w tej sprawie. Był zawsze w czołówce organizatorów debat w europarlamencie dot. naszego kraju. Niezbyt korzystne są także jego federalistyczne poglądy na UE. Nie wykazywał również zrozumienia dla specyfiki krajów Europy Środkowej i Wschodniej - np. takiej samej płacy w tym samym miejscu, co by oznaczało dyskryminacje dla polskich firm wysyłających pracowników do pracy w krajach UE.

Natomiast Tajani wprawdzie nie jest idealnym kandydatem, ale ważne są dla niego wartości chrześcijańskie. Nie będzie atakować Polski za sprawy, które nie należą w ogóle do gestii UE (np. dot. aborcji). 

Eurodeputowani PiS, mimo że oficjalnie mieli własną kandydatkę z grupy konserwatywnej, jednak wspierali Tajaniego, licząc że skończą się publiczne połajanki poszczególnych krajów - w tym Polski.