Polityczne trzęsienie ziemi w Brukseli po ujawnieniu przez prasę, że Unia Europejska była szpiegowana przez Waszyngton. "Teraz krok należy do Stanów Zjednoczonych" - mówi rzeczniczka Komisji Europejskiej. W niedzielę James Clapper, szef amerykańskich służb wywiadowczych, zapowiedział, że Amerykanie przekażą UE wyjaśnienia w sprawie objęcia Wspólnoty działalnością wywiadowczą przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA).

Nieoficjalnie mówi się, że w związku z ujawnieniem przez prasę informacji, że Amerykanie szpiegują Unię Europejską, może dojść do spowolnienia rozmów w sprawie wolnego handlu pomiędzy Wspólnotą a Stanami Zjednoczonymi. Tylko tak Unia może wywierać presję na USA.

Problemem może być jednak brak jednomyślności w ocenie sytuacji przez kraje członkowskie. Najbardziej zdenerwowani są Niemcy i Francuzi. Właśnie te dwa kraje były z pewnością obiektem inwigilacji. Raimundas Karoblis, ambasador Litwy, która objęła przewodnictwo w UE, mówi jednak, że Ameryka to przede wszystkim sojusznik Europy.

Unijni dyplomaci zapewniają, że budynki UE w Waszyngtonie i Nowym Jorku są bezpieczne, a komputery i systemy zabezpieczenia wywiadowczego są regularnie sprawdzane i unowocześniane. Ma to dotyczyć także Brukseli.

Paradoksalnie niektórzy twierdzą, że ta nowa afera to dobra wiadomość dla Unii, bo okazuje się, że jest ona na tyle atrakcyjna, iż warto ją szpiegować.