Pierwsze ustępstwo rządu w sprawie reformy sądownictwa jest zapowiedzią kompromisu z Komisją Europejską. To decyzja przełomowa. Celem rządu jest nie tylko wycofanie przez KE procedury artykułu 7. Traktatu UE, ale wzmocnienie pozycji Polski w UE. Na razie - po zapowiedzi zmian w ustawach o sądownictwie wydaje się - że możliwe będzie wycofanie przez KE z Trybunału Sprawiedliwości UE pozwu przeciwko Polsce w sprawie sądów powszechnych.

Negocjacje z Komisją Europejską w sprawie praworządności trwają non stop już od dwóch miesięcy. Decyzja o ustępstwach została więc przygotowana. Wasz ambasador nawet kilka razy dziennie bywał w gabinecie szefa KE - usłyszałam od jednego z urzędników KE. 

Jak ustaliłam - w zeszłym tygodniu doszło nawet do spotkania w Brukseli wysłannika prezesa Jarosława Kaczyńskiego z wysokim rangą przedstawicielem Komisji Europejskiej. Zostały wówczas ustalone granice wzajemnych ustępstw, bo na tym polega każdy kompromis - usłyszałam. Chodzi o to, żeby KE mogła powiedzieć, że nie zrezygnowała z wartości, a Polska, że nie zrezygnowała z istoty reformy sądów - dodał mój rozmówca. Brukseli zależy na tym, żeby nie dać nikomu argumentu, że kupczy wartościami, natomiast polski rząd - że ustępuje i rozwadnia reformę sądownictwa.

Warszawa nie ogłosiła ustępstw, i to ani w "Białej Księdze", ani w odpowiedziach na grudniowe rekomendacje KE. Dlaczego? By nie sprawiać wrażenia, że decyzje te są ustępstwami pod presją i na życzenie Brukseli. Ogłoszenie ich w kraju ma być podkreśleniem własnej decyzji. To suwerenna decyzja Sejmu, a Komisja - jeżeli chce - to może się zapoznać, bo dokumenty są publiczne - usłyszałam od jednego z polskich dyplomatów.

Jak ustaliłam, wiceszef KE Frans Timmermans miał wiedzieć o planowanych ustępstwach rządu. Mimo to zdecydował się we wtorek po spotkaniu unijnych ministrów ds. europejskich na krytykę rządu za brak "konkretów" w prowadzonym dialogu i stwierdził, że "Biała Księga" nie odpowiada na oczekiwania Komisji. To forma presji. Timmermans - mimo toczących się zakulisowych negocjacji - na oficjalnych forach za każdym razem wytykał Polskę palcem. Pisałam że nawet poniosło go podczas debaty nt. praworządności w Polsce w PE 28 lutego

We wtorek, na spotkaniu ministrów ds. europejskich stało się jasne, że Timmermans, dopóki nie otrzyma "konkretu" do ręki, będzie krytykował rząd. Okazało się, ze bez ustępstw ze strony Polski dialog wyczerpał się, o czym donosiłam pisząc, że "Biała księga rozzłościła kraje Unii".

Na razie unijni komisarze nie są informowani o negocjacjach z Polską. Wczoraj podczas kolegium komisarzy, Timmermans tylko bardzo ogólnikowo poinformował o rozmowach i "Białej Księdze". Jak się dowiedziałam, szef KE Jean-Claude Juncker miał zapewnić, że mimo tego, co często się mówi - że Juncker uchodzi za zwolennika kompromisu z Polską za wszelką cenę, a Timmermans za o surowego strażnika praworządności - jego stanowisko w sprawie praworządności w Polsce jest takie samo, jak stanowisko Timmermansa. 

To zapewnienie odczytano jednak odwrotnie. Juckerowi bardzo zależy na porozumieniu z Polską, bo nie chce, by sprawa praworządności była tematem wyborów do Parlamentu Europejskiego. Kończąc kadencję nie chce zostawiać tego otwartego problemu z Polską, bo byłoby to odebrane jako porażka. 

Polska ma także wiele do zyskania. Jeżeli dojdzie do wycofanie procedury art. 7 Traktatu UE, to Polska pozbędzie się łatki kraju "niewiarygodnego" i wzmocni swoją pozycję przed negocjacjami budżetowymi.