Podczas spotkania prezydenta Bronisława Komorowskiego z polskimi przedstawicielami Unii Europejskiej wyszła na jaw małostkowość, a może i zawiść posłów na Sejm wobec polskich eurodeputowanych.

Od dawna europosłowie zabiegają o zrównanie ich statusu ze statusem posła na Sejm. Chodzi o to, aby polskie urzędy administracji państwowej miały obowiązek udzielania im odpowiedzi, gdy interweniują w sprawach swoich wyborców.

Zdarzało się, że ministerstwo odmawiało udzielenia odpowiedzi, gdy eurodeputowany interweniował w sprawie, o którą prosił go wyborca- skarży się przedstawiciel PO w Parlamencie Europejskim Jacek Saryusz-Wolski. Poprosili więc Bronisława Komorowskiego o pomoc.

Jak ujawnił Bogusław Sonik, prezydent przyznał, że jako marszałek starał się zrównać status europosła i posła na Sejm, jednak posłowie zablokowali te starania, mówiąc "jeżeli chcą takich samych praw, to niech mają takie same pensje".

To fakt, że eurodeputowani zarabiają prawie cztery razy więcej od swoich kolegów z Wiejskiej, ale nie żądają żadnych przywilejów tylko prawa do uczestnictwa w życiu politycznym w Polsce.

Węgierski europoseł ma prawo nawet przemawiać w parlamencie w Budapeszcie. Nic więc dziwnego, że polscy europosłowie komentowali stanowisko swoich kolegów jako co najmniej małostkowe i korporacyjne.