"Będziemy nadal wspierać integralność terytorialną Ukrainy" - powiedział po pierwszym dniu obrad ministrów obrony NATO, szef Sojuszu Anders Fogh Rasmussen. Także ministrowie NATO zadeklarowali, że Sojusz będzie "wspierać ukraińską suwerenność i zasadę nienaruszalności granic".

Zabrzmiało groźnie. Zwłaszcza, że minister obrony Rosji Siergiej Szojgu powiedział właśnie, że prezydent Władimir Putin polecił jego resortowi sprawdzenie gotowości bojowej okręgów wojskowych: zachodniego i centralnego, a także niektórych rodzajów wojsk.

Co to znaczy konkretnie znaczy? To przede wszystkim ostrzeżenie pod adresem Rosji. NATO oczywiście nie daje Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa na zasadzie "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego," takich jakimi objęta jest np. Polska. Ale wyraźnie Sojusz pręży muskuły. Wysyła pod adresem Moskwy przesłanie, że każda próba pogwałcenia zasady nienaruszalności granic - spotkałaby się z oporem Sojuszu.

Byłyby więc kolejne ostrzeżenia, potem misje dyplomatyczne, może w końcu nawet i jakieś sankcje. NATO oferuje więc Ukrainie przede wszystkim wsparcie polityczne. O zaangażowaniu wojskowym w ewentualny konflikt - raczej nie może być mowy. Rasmussen dopytywany o znaczenie słów o  nienaruszalności granic, przyznał, że było ono przede wszystkim skierowane do obywateli Ukrainy. Dodał, że było to przesłanie "solidarności, wsparcia i ciągłego zaangażowania w ramach komisji NATO-Ukraina". Tyle czy aż tyle?