Swoisty coming out wykonałem już wieczorem, po dwóch wygranych przez polskich siatkarzy setach w meczu z Rosją. Nie wierzyłem w naszych siatkarzy. Nie, po prostu osiągnięcie strefy medalowej mistrzostw świata wydawało mi się nieprawdopodobne. Czas więc się pokajać - Panowie Chapeau Bas.

Nie wierzyłem w trenera Stephane'a Antigę - tuż przed najważniejszą imprezą w karierze większości z tych zawodników, władzę nad nimi przejął człowiek, który trenerem nigdy nie był.

Nie wierzyłem w jego powołania - jeszcze we wtorek twittowałem, że skoro w meczu z Brazylią i tak słabo przyjmujemy, przydałby się Bartosz Kurek do ataków z wysokiej piłki. A przecież trener, oprócz Kurka, zrezygnował też np. ze Zbigniewa Bartmana.

Nie wierzyłem też dlatego, że od momentu triumfu w Lidze Światowej w 2012 roku, występy naszych siatkarzy były pasmem mniejszych lub większych niepowodzeń - czy to pod dowództwem Antigi, czy jego poprzednika Andrei Anastasiego.

Nie wierzyłem, bo trzy tygodnie przed turniejem kontuzji doznał Mariusz Wlazły - chyba nikogo nie trzeba przekonywać, ile on znaczy dla reprezentacji. A jednak Wlazły zacisnął zęby i gra wspaniale, może nawet lepiej niż osiem lat temu, gdy z kolegami wywalczył wicemistrzostwo świata w Japonii.

Nie wierzyłem w końcu, że nasza kadra będzie w stanie pokonać wszystkich - za wyjątkiem USA - najmocniejszych rywali na świecie. Pobiliśmy zawsze nieobliczalnych Serbów, bardzo solidnych Argentyńczyków, krwawiących Włochów, wschodzących Irańczyków, doskonałych Francuzów i Brazylijczyków, a w końcu wczoraj odwiecznych rywali z Rosji. Aby przypomnieć sobie taką serię zwycięstw Polaków, znów musimy się cofnąć do 2012 roku i Sofii - wtedy w finale Ligi Światowej gromiliśmy raz za razem. Teraz wygrywamy wyrównane pojedynki, co - musze przyznać - smakuje jeszcze lepiej.

Paradoks polega na tym, że po latach wiary i jeżdżenia za naszymi siatkarzami, zwątpiłem w nich w takim momencie. Ale, wierzcie mi - teraz ten sukces smakuje jeszcze lepiej! A może w niedzielę przekonają mnie jeszcze, że i w finale z Brazylią nie będzie na nich mocnych?