Nie ustaje generowanie nowych pomysłów, mających jakoby „uzdrowić” polską szkołę, przez obecną minister edukacji Annę Zalewską i jej współpracowników. Jednym z nich jest wprowadzenie dla każdego nauczyciela obowiązku uczestnictwa corocznie w minimum dwudziestu godzinach doskonalenia zawodowego. Dlaczego akurat dwudziestu, tego trudno się domyślić z treści dość mętnych wypowiedzi minister Zalewskiej. Chociaż równocześnie można zauważyć, że jest ona przekonana, iż dzięki temu dojdzie do poprawy jakości nauczycielskiej pracy. Innymi słowy wg niej być może nie jest dobrze z poziomem pracy wielu nauczycieli, ale wystarczy zaserwować każdemu z nich przynajmniej dwadzieścia godzin obowiązkowego doskonalenia rocznie, a sytuacja się zmieni.

W kręgu biurokratycznego myślenia

Nie można nie zauważyć, że minister Zalewska uważa, że zamiast otwierać możliwości pracy przed dobrze wykształconymi absolwentami dobrych uniwersytetów, lepiej inwestować w już pracujących, chociaż część z nich niezbyt dobrze radzi sobie ze swoimi obowiązkami. Jest to sposób myślenia godny szefa związku zawodowego, a nie ministra odpowiedzialnego za polską oświatę. Poza tym zadziwia wiara obecnej minister edukacji w skuteczność i efektywność zalecanego nauczycielom doskonalenia zawodowego. Jeżeli owe zajęcia będą prowadzone – a wszystko wskazuje, że tak będzie – w ramach istniejącej w systemie oświaty sieci placówek doskonalenia nauczycieli, to już teraz można stwierdzić, że nauczyciele zmarnują czas, a MEN publiczne pieniądze. Pomysł nałożenia na każdego nauczyciela obowiązkowego dwudziestogodzinnego doskonalenia rocznie to klasyczny pomysł etatystycznego biurokraty, któremu wydaje się, że poprzez zadekretowanie czegoś rozwiąże problem. Skądinąd to dość częste działanie takich osób, które stając wobec problemu, nie tyle starają się go rzetelnie zrozumieć i prawdziwie rozwiązać, ale nakazują podjęcie jakiś działań, aby następnie móc stwierdzić, że przecież zrobiły, to co mogły, a że nie przyniosło to żadnych efektów …

W kręgu logicznego myślenia

Wprowadzenie w życie tego pomysłu minister Zalewskiej będzie generowało dodatkowe i to znaczne koszty dla budżetu. Mam niestety wrażenie, że kwestia kosztów różnych pomysłów obecnej szefowej MEN zdaje się być przez nią ignorowana. Tymczasem pragnąc poprawić poziom nauczycielskiej pracy, należałoby wprowadzić zobiektywizowany system oceny jakości pracy nauczycieli i szkół. Do podjęcia doskonalenia powinni być zobowiązywani nauczyciele, mający poważne problemy z jakością swojej pracy i musieliby to czynić za własne pieniądze, w ramach działań naprawczych, służących poprawie jakości ich pracy. Gdyby nie byli w stanie lepiej pracować, byłaby rozwiązywana ich umowa o pracę. Nie ma natomiast żadnego racjonalnego powodu, aby zmuszać do doskonalenia świetnie pracujących nauczycieli, którzy doskonalą się z własnej woli, najczęściej w formule samodoskonalenia. Można również rozważyć rozwiązanie, w ramach którego nauczyciel, któremu sfinansowano doskonalenie byłby sprawdzany, czy przyniosło ono istotne korzyści i jego praca uległa poprawie, a gdyby nie było tego efektu, to musiałby on zwrócić do budżetu wydane na ten cel publiczne pieniądze.

W kierunku scentralizowanego systemu oświaty

To bardzo charakterystyczne, że z jednej strony słyszymy wypowiadane przez minister Zalewską narzekania na konieczność wypełniania przez nauczycieli szeregu niepotrzebnych biurokratycznych obowiązków, w tym lament nad koniecznością uczestniczenia w różnych formach doskonalenia zawodowego w trakcie procedury awansu zawodowego, a z drugiej dowiadujemy się, że każdy nauczyciel będzie musiał w minimum dwudziestogodzinnym obowiązkowym doskonaleniu uczestniczyć. Doprawdy trudno to zrozumieć, chyba, że założymy, że teraz będą to tylko formy doskonalenia o najwyższej jakości, idealnie odpowiadające na nauczycielskie potrzeby. Naturalnie czynienie takiego założenia w kontekście dotychczasowych doświadczeń z funkcjonowaniem systemu doskonalenia zawodowego nauczycieli jest zupełnie nierealne.

Pomysł obligatoryjnego dla wszystkich nauczycieli corocznego doskonalenia bardzo wyraźnie ukazuje filozofię kierowania polską oświatą przez ekipę minister Anny Zalewskiej. W relacjach z nauczycielami z jednej strony deklaruje ona nieustannie otwarcie na ich postulaty i pragnienie rozmowy z nimi, ale z drugiej proponuje rozwiązania, które świadczą o kompletnym braku zaufania do nich i chęci centralnego sterowania nimi. W tym kręgu myślenia mieści się również zamiar pozbawienia nauczycieli możliwości kreowania autorskich programów nauczania bez zgody ministra edukacji, czemu zresztą - co trzeba ze smutkiem zauważyć - kibicuje znaczna część nauczycieli. Generalnie można już dzisiaj stwierdzić, że celem działań obecnej minister edukacji jest przywrócenie w Polsce scentralizowanego, w pełni etatystycznego systemu oświaty, jaki funkcjonował przed 1990 r. Jej nadzieja, że w ten sposób „uzdrowi” polską oświatę, jest nie tylko pozbawiona jakichkolwiek podstaw, ale prowadzone przez nią działania znowu oddalą nas od kreowania w Polsce szkół zarządzających wiedzą, odpowiadających wyzwaniom współczesności, w których uczeń uczy się i przeżywa autentyczne przygody edukacyjne.

Niestety, wizja szkoły minister Zalewskiej to w istocie wizja klasycznej autorytarnej szkoły przekazującej wiedzę, z nauczycielami będącymi nie tyle przewodnikami uczniów, ile raczej ich nadzorcami, przy czym z kolei nadzorcą nauczycieli ma być dyrektor szkoły, kurator oświaty i minister edukacji. Taki sposób myślenia i wynikające z niego działania w istocie przyczynią się do dalszej dewastacji polskiej szkoły. Stąd też mam propozycję dla pani minister Zalewskiej i jej współpracowników: może zechcielibyście Państwo odbyć niezbędne dla pełnienia Waszych funkcji doskonalenie zawodowe w wymiarze chociażby dwudziestu godzin. Obserwacja Waszych dotychczasowych działań skłania mnie do sformułowania tezy, że jest to dla Was zadanie konieczne do podjęcia. Obawiam się jednak, że dwadzieścia godzin to będzie za mało, aby wyposażyć Was w wiedzę i umiejętności niezbędne do właściwego kierowania polską oświatą.