Stare powiedzenie głosi, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, a o Polakach często mówi się jako osobach przechodzących w wyrażaniu sądów oraz okazywaniu emocji z jednej skrajności w drugą.

Właśnie mamy do czynienia z sytuacją, w której po raz kolejny potwierdza się słuszność powyższych sformułowań. Po zdobyciu przez reprezentację Polski mistrzostwa świata w siatkówce męskiej zapanowała zrozumiała euforia i pojawiły się różne pomysły uhonorowania naszych zawodników, zwłaszcza w tych miastach, z których pochodzą lub obecnie grają.
    
Jak poinformowała "Rzeczpospolita" w Rzeszowie nowa hala, która powstaje przy szkole sportowej, będzie nosić imię mistrzów świata, w Bełchatowie wszyscy grający w miejscowej Skrze reprezentanci kraju wraz z trenerem otrzymają tytuły honorowych obywateli miasta, władze Kędzierzyna-Koźla, gdzie w miejscowej Zaksie gra trzech zawodników i skąd pochodzi fizjoterapeuta reprezentacji, chcą im przyznać tytuły zasłużonych, a kapitan drużyny Michał Winiarski może złożyć podpis zwany Bydgoskim Autografem na specjalnej tablicy wmurowanej na jednej z ulic (na wniosek miejscowego Sojuszu Lewicy Demokratycznej).
    
W Bełchatowie chcą się jednak posunąć jeszcze dalej, znacznie przekraczając granice zdrowego rozsądku: rozważana jest propozycja, aby ulicę Długą, przy które mieszka najlepszy siatkarz ostatnich mistrzostw świata Mariusz Wlazły nazwać jego imieniem. Co na to prezydent miasta Marek Chrzanowski? Ma pewne zastrzeżenia, bynajmniej jednak nie takie, jakich mielibyśmy prawo oczekiwać od poważnego samorządowca. To cenna inicjatywa, ale chcemy o niej porozmawiać z samym siatkarzem, a w zasadzie z dwoma, bo przy Długiej mieszka też kapitan reprezentacji Michał Winiarski. Jeśli mielibyśmy zmieniać Długą, to na Wlazłego i Winiarskiego - powiedział "Rzeczpospolitej".
    
Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Owszem, rozumiem potrzebę nagrodzenia mistrzów, a przy okazji dowartościowania swojego miasta, ale nadawać imię ulicy dwóm młodym ludziom, którzy osiągnęli wprawdzie wielkie sukcesy sportowe, lecz nie wiadomo, jak dalej potoczą się ich życiowe losy to prawdziwie kuriozalny pomysł. W wielu miastach ich rady podjęły decyzje, aby nie występować z takimi wnioskami wcześniej niż 5 lat po śmierci danej osoby i jest to słuszne, ponieważ pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł, a nie przy trwałym honorowaniu ludzi za całokształt ich działalności.

Ponieważ zacząłem od staropolskich przysłów, chcę także zakończyć jednym z nich (autorstwa Aleksandra Fredry), którego użyłem jako tytułu powyższego felietonu: znaj proporcję, mocium panie.