W latach 70. i 80. ubiegłego wieku napisałem teksty kilkudziesięciu apeli poległych. Odczytywałem je na obozach harcerskich i na różnych uroczystościach patriotycznych w Krakowie. Z tej racji pozwalam sobie zabrać głos w toczącym się obecnie sporze o to, czy podczas każdego takiego apelu (zwanego też od pewnego czasu apelem pamięci) należy przywoływać ofiary katastrofy smoleńskiej.

W latach 70. i 80. ubiegłego wieku napisałem teksty kilkudziesięciu apeli poległych. Odczytywałem je na obozach harcerskich i na różnych uroczystościach patriotycznych w Krakowie. Z tej racji pozwalam sobie zabrać głos w toczącym się obecnie sporze o to, czy podczas każdego takiego apelu (zwanego też od pewnego czasu apelem pamięci) należy przywoływać ofiary katastrofy smoleńskiej.
Marsz Pamięci / Marcin Obara /PAP

Najpierw krótkie wspomnienie. Obozy krakowskiego szczepu ZHP "Żurawie" prowadziłem zazwyczaj w sierpniu, czyli w miesiącu obfitującym w patriotyczne rocznice: wybuchu Powstania Warszawskiego, wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej, Bitwy Warszawskiej. Do głowy by mi jednak nie przyszło ograniczać tekst apelu poległych wyłącznie do przywoływania osób, które oddały życie w walce o niepodległość Polski wyłącznie w związku z tą lub z inną rocznicą. Najwięcej miejsca poświęcając bohaterom związanym z określoną datą, zawsze zaczynałem jednak od powstańców listopadowych i styczniowych, a kończyłem na ofiarach reżimu komunistycznego. Za te ostatnie fragmenty zostałem nawet karnie odsunięty przez przełożonych na rok od bezpośredniej pracy wychowawczej z młodzieżą w końcówce lat 80.

Historia stanowi całość i zawsze trzeba o tym pamiętać. Jest więc czymś naturalnym, że wywołując cienie poległych za Ojczyznę sięga się i do odległych, i do najnowszych czasów, aby podkreślić źródła, z których czerpali bohaterowie poszczególnych wydarzeń oraz sposób, w jaki realizowany był ich patriotyczny testament przez kolejne pokolenia "chorych na Polskę". Za tak samo oczywiste uznawałem wspominanie żołnierzy, którzy zginęli w szeregach formacji zorganizowanych i dowodzonych przez zdrajców polskiej racji stanu (np. Gwardii i Armii Ludowej), bo wprawdzie zostali oni niecnie oszukani, ale absolutnie nie należy im odmawiać prawa do szacunku za złożoną przecież w dobrej wierze ofiarę życia. Polskiej krwi nie wolno dzielić, trzeba natomiast piętnować zaprzańców, którzy szafowali nią w interesie obcych mocarstw.

Nie widzę więc nic niestosownego we włączeniu do treści apelu 96 ofiar katastrofy lotniczej z 10 kwietnia 2010 roku, zwłaszcza jeżeli używa się w nim określenia "pamięci", a nie "poległych". Dopóki nie poznamy wszystkich okoliczności i przyczyn tragedii smoleńskiej, dopóty o pasażerach rządowego samolotu należy mówić: zginęli i takie właśnie sformułowanie powinno znaleźć się w treści każdego apelu pamięci. Jeżeli zostanie natomiast udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że był to zamach, wówczas trzeba będzie użyć adekwatnego określenia: polegli.