W każdej partii rządzącej, której notowania sondażowe dołują przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi grożąc utratą władzy, rozpoczynają się spory personalne i odżywają stare, zamiecione pod dywan dla dobra jej wizerunku konflikty.

Z taką sytuacją mamy obecnie do czynienia w Platformie Obywatelskiej, którą od momentu opuszczenia jej przez Donalda Tuska wstrząsają walki frakcyjne o coraz większej sile. Początkowo były one wyciszane, a wiadomości o nich przedostawały się do mediów jedynie za pośrednictwem anonimowych informatorów.

Im bliżej wyborów, tym trudniej jest jednak ukrywać owe napięcia lub fałszywie udawać, że wszystko jest w porządku robiąc dobrą minę do złej gry. Zdając sobie z tego sprawę zaraz po obustronnie nieudanej debacie telewizyjnej premier i przewodniczącej PO Ewy Kopacz z wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Beatą Szydło do otwartego ataku na swoją partyjną oraz rządową przełożoną przystąpił Grzegorz Schetyna.

Ten najbardziej wyrazisty obok Tuska polityk Platformy nie dał się zmarginalizować ani jemu, ani jego następczyni, chociaż został odsunięty na boczny tor, o czym najlepiej świadczy umieszczenie go na liście wyborczej nie we wrocławskim mateczniku lecz w Kielcach i kiepskie miejsca sympatyzujących z nim członków partii w innych okręgach. Mężnie znosił kolejne upokorzenia, przetrzymał także porażkę wyborczą swojego sojusznika - Bronisława Komorowskiego, co więcej, znalazł wspólny język z jego następcą na funkcji Prezydenta RP (podobnie jak wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak).

Wydawało się jednak, że jego wysoce prawdopodobne wystąpienie z otwartą przyłbicą przeciw Kopacz nastąpi dopiero po 25 października. Ale Schetyna nie czekał do tego dnia i już zasugerował, że zaraz po tej dacie trzeba przystąpić do przygotowania wyborów w PO, czyli rozliczenia rządzącej nią obecnie ekipy. Skrytykował także panią premier i jej sztab wyborczy za to, że nie potrafili wykrzesać z siebie takiego entuzjazmu tuż po zakończeniu debaty jak ich rywale z PiS.

Ten nieoczekiwany atak musiał nieprzyjemnie zaskoczyć Ewę Kopacz, która nie bardzo potrafiła się do niego ustosunkować, czym po raz kolejny udowodniła, że ma poważne problemy ze sprawowaniem przywództwa w przeżywającej największy kryzys w swojej historii Platformie.

Trudno prorokować, jakie nastroje zdominują kierownictwo i doły partyjne w PO po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych, ale na pewno będą one dalekie od triumfalizmu, a w takiej sytuacji wejście mocnego człowieka, który chyba jako jedyny zdołałby jeszcze uratować to ugrupowanie od rozpadu i powstrzymać defetystyczne nastroje może zostać przyjęte z nadzieją nie tylko przez jego twardych zwolenników.

Zapowiadają się naprawdę ciekawe dni w polskiej polityce po 25 października