Tylko tak mogę określić stanowisko ministra kultury Federacji Rosyjskiej Władimira Medinskiego wyrażone we wczorajszej rozmowie z ambasador RP w Moskwie Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz, że jego kraj zgodzi się na wzniesienie pomnika ofiar katastrofy w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 roku w pobliżu tamtejszego lotniska, jeśli Polska zaakceptuje zbudowanie na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie monumentu ku czci czerwonoarmistów zmarłych w obozach jenieckich po wojnie 1920 roku.

Warto przypomnieć, że inicjatywa takiego upamiętnienia krasnoarmiejców, o której już tutaj kilkakrotnie pisałem, wyszła w październiku ubiegłego roku od Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, na którego czele stoi - cóż za cudowny zbieg okoliczności! - minister Medinski. Stwierdził on, że wzięci do niewoli żołnierze Armii Czerwonej zostali zamęczeni i zamorzeni głodem w "polskich obozach śmierci", na które to prowokacyjne kłamstwo szybko i zdecydowanie zareagowali wówczas minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa profesor Andrzej Kunert oraz prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski.

Nasze MSZ przypomniało dokumenty dotyczące sowieckich jeńców z 1920 roku pochodzące z obiektywnego źródła, jakim jest archiwum Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie, ROPWiM formalnie odrzuciła rosyjską propozycję, prezydent Majchrowski powiedział dosadnie, że nie widzi powodów do stawiania pomników najeźdźcom, zrównując przy okazji Armię Czerwoną z Wehrmachtem, a historycy zweryfikowali podawaną przez stronę rosyjską znacznie zawyżoną liczbę zmarłych i udowodnili, iż Polska stosowała w postępowaniu z wziętymi do niewoli krasnoarmiejcami zasady międzynarodowych konwencji.

Prof. Kunert powiedział wtedy Polskiej Agencji Prasowej, że na prośbę wojewody małopolskiego Jerzego Millera Rada w piśmie do ambasadora rosyjskiego w Warszawie Siergieja Andriejewa ustosunkowała się do tej dziwnej inicjatywy:

W dokumencie wyrażono negatywną opinię na temat takiej formy upamiętnienia, motywując to m.in. faktem, że miejsce gdzie miałoby powstać leży w części cmentarza objętej wpisem do rejestru zabytków, a ponadto jest miejscem faktycznego pochówku nie tylko żołnierzy Armii Czerwonej, lecz także żołnierzy i osób cywilnych różnych narodowości. Należy wziąć pod uwagę, że na tym cmentarzu spoczywają jeńcy różnych narodowości i koncepcja wojewody małopolskiego, który jest odpowiedzialny za to miejsce, zakłada godne upamiętnienie pomnikowe wszystkich pochowanych tam jeńców. Ewentualnie później można by pomyśleć o jakichś indywidualnych upamiętnieniach. Nasz sprzeciw nie dotyczył samego projektu upamiętnienia, ale jego niesłychanie rozbuchanej formy i treści jakie miałyby się na nim znaleźć. Ja sobie nie wyobrażam, że ktoś z nas sobie wymyślił, że chce coś zbudować w Rosji i ogłosił w Moskwie, że będziemy budowali i tyle. Tego się w taki sposób się robi.

Twarda postawa Polaków bardzo zdenerwowała ministra Medinskiego, który tak ją skomentował:

Sprawców już osądzić się nie da, ale możemy tę zbrodnię potępić i upamiętnić. I odnosi się to do wszystkich naruszeń konwencji międzynarodowych, także zbrodniczemu, niemoralnemu odnoszeniu się do rosyjskich jeńców w Polsce - nie może być tu wybiórczości. Co za różnica, czy było ich 20, czy 50 tysięcy. Polskie władze, gdy uważnie przestudiują dokumenty, będą musiały przyznać, że piękne zasady rycerskiego prowadzenia wojny w tamtych latach zostały przez Polskę - delikatnie mówiąc - złamane. Ci ludzie, którzy odmawiają postawienia pomników poległym żołnierzom będą smażyć się w piekle (cytat za depeszą PAP).

I kiedy wydawało się, że ta sprawa uległa już zapomnieniu, Rosjanie postanowili cynicznie wykorzystać ją przy okazji dyskusji nad pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej. Wiedzą jak bardzo zależy stronie polskiej na tym monumencie, posunęli się do klasycznego szantażu, ubierając go w piękne słowa o zasadzie wzajemności.

Mam nadzieję, że podobnie jak jesienią 2014 roku również i teraz spotkają się ze stanowczą reakcją polskich władz, aczkolwiek wyrażoną w bardziej dyplomatycznym języku niż ten, którego używa ich minister kultury Władimir Medinski.