Każdy kij ma dwa końce, a kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada.

Te dwa przysłowia przyszły mi natychmiast na myśl, kiedy przeczytałem pompatyczny apel byłych prezydentów, premierów, ministrów spraw zagranicznych III RP oraz kilku innych osób publicznych do społeczeństwa i obecnego rządu o przywrócenie demokratycznego państwa prawa.

Często jest tak, że chcąc komuś bardzo zaszkodzić można uzyskać odwrotny efekt. Prawo i Sprawiedliwość zyskało w wyborach prezydenckich i parlamentarnych nie tylko mandat do rządzenia, ale także ogromny kredyt zaufania rodaków. Jak pokazują sondaże, popularność tego ugrupowania utrzymuje się na niezmiennie wysokim poziomie, a opozycja ciągle dołuje.

Wystąpienie w tej sytuacji przez osoby znane z wrogości do PiS z nieźle napisanym, lecz będącym wyrazem kompletnej bezradności apelem  jest mocno ryzykowne. Nie przekona on do zmiany postrzegania politycznej rzeczywistości partii rządzącej, a w szeregach jej zwolenników wywoła niesmak oraz oburzenie, zwłaszcza fragment o uznaniu dla wspólnoty europejskiej "za jej zaangażowanie na rzecz ochrony praworządności i demokracji w naszym kraju", ponieważ dla nich te działania są ewidentną ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski.

Zastanawiam się, czy autorzy apelu zdają sobie sprawę, że dolewają nim oliwy do ognia politycznych sporów, ale sądzę, że jako ludzie doświadczeni tak w sprawowaniu władzy, jak w pozostawaniu w opozycji doskonale o tym wiedzą. Czy aby na pewno dobrze się więc zastanowili, co robią? A jeśli tak, to co jest ich celem?