Z wielką pompą, żegnany przez najwyższe władze państwowe z Prezydentem RP na czele wyruszy 6 sierpnia z krakowskich Oleandrów na trasę do Kielc LXIX, a 34. od wznowienia w 1981 roku marsz szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej Strzelców Józefa Piłsudskiego.

I bardzo dobrze, że tak jest w okrągłą, 100. rocznicę Czynu Legionowego, którego pamięć musi być mocno zakorzeniona w świadomości społecznej Polaków. A jednym z najpiękniejszych sposobów jej utrwalania jest właśnie coroczna "radosna przygoda z ojczyzną", jak pięknie określa marsz jego wieloletni komendant Jan Józef Kasprzyk.

Warto jednak przypomnieć, że kiedy w gronie krakowskich piłsudczyków (w tym sporej grupy żyjących jeszcze legionistów) i działaczy małopolskiej oraz świętokrzyskiej "Solidarności" wskrzeszaliśmy w gorącym 1981 roku tę wspaniałą, przedwojenną tradycję, wszystko odbywało się niemal prywatnie, a w stanie wojennym wręcz konspiracyjnie. Bywało, że w drogę do Kielc ruszało niewiele ponad dwadzieścia osób, a marsz był dokładnie obserwowany przez funkcjonariuszy i tajnych współpracowników Służby  Bezpieczeństwa.

Zdarzały się wówczas różne przygody, które trudno byłoby dzisiaj określić mianem radosnych: inwigilacja uczestników, groźby zwolnienia z ich pracy (niekiedy spełniane przez potulnych wobec komunistycznego reżimu dyrektorów zakładów pracy), próby zakłócenia przebiegu imprezy, a w 1984 roku aresztowanie i ukaranie grzywnami wszystkich marszowiczów pod Jędrzejowem.

Były to trudne, ale zarazem piękne lata, do dzisiaj przywoływane przez tych, którzy brali udział w marszu często po kilkanaście, a bywa że po kilkadziesiąt razy. Mieli wówczas poczucie patriotycznej misji, chociaż nie żegnały ich, ani nie witały na trasie żadne władze. Teraz z dumą wracają do tamtych romantycznych czasów i ze zdumieniem patrzą, jak wiele się zmieniło.

W tegorocznym marszu bierze udział rekordowa liczba prawie 700 osób. To już nie kompania, ale raczej batalion, a może nawet pułk. Idą marszowi weterani, często z dziećmi i z wnukami, idzie młodzież strzelecka, idą ludzie z całej Polski, dla których data 6 sierpnia i hasło "marsz" odgrywają rolę patriotycznej pobudki.

Niech maszerują z radością i z werwą, z piosenką na ustach i w wygodnych butach, z dumą z tego, że są Polakami i z wyrozumiałością dla tych, którzy patrzą na nich z ironią, z lekceważeniem, z szyderczą kpiną na ustach. Niech nie dopieka im za bardzo sierpniowe  słońce, ale niech omijają ich także deszcze i burze. Niech budzą swym entuzjazmem ludzi z marazmu i pokazują im, że współczesny patriotyzm niejedno ma imię.

A na biwakach niech towarzyszy im przy ognisku duch tego, który czynem zbrojnym poderwał rodaków do walki o niepodległość. I niech na jego cześć zabrzmią słowa strzeleckiej pieśni:

            Na polanie dogasa ognisko,

            cicho w locie srebrzyste mkną skry,

            księżyc zaszedł, poranek już blisko,

            a ty śnisz tęczowe sny.

            Wśród zygzaków złocistych płomieni

            co tak jasno dziś złocą twą twarz

            jawią ci się twe twórcze marzenia

            Komendancie - wodzu nasz.

            Nikt ci nie dał złocistych odznaczeń,

            taki szary strzelecki masz strój,

            lecz bez oznak, bez szlif i odznaczeń

            tyś nam wodzem na życia bój.

            Będą kiedyś te iskry zaklęte

            co tak jasno dziś złocą twą twarz

            opowiadać o tobie legendę

            Komendancie - wodzu nasz