Włączenie się Polskiego Stronnictwa Ludowego w skład Koalicji Europejskiej uważam za jeden z największych błędów tej partii od 1989 roku.

Rozumiem, że pod skrzydła Grzegorza Schetyny chronią się te ugrupowania, które nie mają żadnych szans na samodzielne dostanie się ani do Parlamentu Europejskiego, ani do Sejmu i Senatu. PSL-owi taka porażka raczej nie grozi, na co wskazują wyniki niemal wszystkich sondaży, a jego elektorat z pewnością negatywnie zareaguje na łączenie się z partiami wrogimi w sferze ideowej, a bardzo odległymi w programowej. Włączenie się do KE nie spodobało się także kilku prominentnym politykom Stronnictwa.

Władysław Kosiniak-Kamysz podjął ogromne ryzyko jednocześnie zdając się na łaskę znanego z protekcjonalnego traktowania słabych sojuszników Schetyny, narażając swoim wyborcom i niektórym współpracownikom oraz zamykając sobie drogę do ewentualnej koalicji ze Zjednoczoną Prawicą po jesiennej elekcji do rodzimego parlamentu, która wcale nie jest niemożliwa. Czyżby zapomniał o tym, że PSL jest klasyczną partią obrotową, której dawny prezes Waldemar Pawlak na pytanie dziennikarza, kto będzie rządził po najbliższych wyborach bez wahania odpowiedział: "nasz koalicjant"?

Wybierając współpracę z wrogami Jarosława Kaczyńskiego, Kosiniak-Kamysz zagrał ryzykownie i za cenę kilku foteli w europarlamencie może nie tylko stracić przywództwo w Polskim Stronnictwie Ludowym, ale na długo skierować je na polityczny margines.