Bardzo chciałbym być w tej materii złym prorokiem, ale obserwując eskalację i różnorodność form aktów terrorystycznych przeprowadzanych z tragicznymi skutkami przez Państwo Islamskie na całym świecie obawiam się, że wkrótce może dojść do zamachu z użyciem małej bomby atomowej.

Od dawna mówi się o tym, że przygotowanie tzw. brudnej bomby (kombinacji ładunków konwencjonalnych z dodatkiem materiałów radioaktywnych) nie jest z technicznego punktu widzenia zbyt trudną operacją, a islamistów stać na wynajęcie lub wyszkolenie fachowców, którzy ją przygotują.

W ręce dżihadystów, którzy opanowali duże rejony Syrii i Iraku dostały się już materiały radioaktywne wykorzystywane w tamtejszych zakładach badawczych oraz szpitalach. Tylko po zajęciu Mosulu w północnym Iraku zdobyli 40 kilogramów uranu zgromadzonego w tamtejszym uniwersytecie. W swoim propagandowym magazynie napisali wprost: "Staramy się zdobyć broń nuklearną".

Taką bombę można zdetonować w samochodzie, w autobusie, w pociągu, na stacji metra, w zatłoczonym lokalu, na stadionie, ale największe skutki dałoby zrzucenie jej z samolotu przelatującego ponad jakimś dużym miastem. Nie musiałby to być opanowany przez terrorystów wielki pasażerski boeing czy airbus, wystarczyłaby mała cessna i jeden zamachowiec, niekoniecznie samobójca, ponieważ taką bombę można wyposażyć w odmierzacz czasu.

Rozniesiony przez wiatr opad radioaktywny zabiłby tysiące ludzi, zniszczył infrastrukturę miejską, doprowadził do wybuchu paniki.

Lepiej nawet o tym nie myśleć.