Kiedy patrzę na coraz bardziej żałosne i humorystyczne poczynania trzech ludzi kreowanych przez ich otoczenie oraz przez sprzyjające im media na liderów opozycji: Grzegorza Schetyny, Mateusza Kijowskiego i Ryszarda Petru, to przychodzi mi na myśl sromotna porażka wojsk Rzeczypospolitej z wspieranymi przez ordę budziacką chana tatarskiego Islama Gireja kozakami Bohdana Chmielnickiego pod Piławcami we wrześniu 1648 roku.

Na czele polskiej armii stanęli wówczas trzej nieudolni hetmani: Mikołaj Ostroróg, Aleksander Koniecpolski i Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski. Z racji upodobań zwano ich: "Łaciną", "Dzieciną" i "Pierzyną". Każdy z wodzów-amatorów miał inną koncepcję rozegrania bitwy, w rezultacie doszło więc do spektakularnej klęski, kiedy - jak napisał Henryk Sienkiewicz w "Ogniem i mieczem" - po pierwszych pogłoskach o zbliżaniu się wrogów „starszyzna, bez ujawnienia komukolwiek tego zamiaru, potajemnie rzuciła się do ucieczki, wszyscy rozbiegli się; wozy, żywność, uzbrojenie, łupy zostawiono pierwszemu, któremu posłuży szczęście…”.


Z takimi właśnie przywódcami opozycji mamy dzisiaj do czynienia w Polsce. Najbardziej politycznie doświadczony z nich jest oczywiście Grzegorz Schetyna, jego można więc określić mianem "Łaciny". Wieloletnia obecność w życiu publicznym i przewodzenie partii, która przez wiele lat rządziła krajem nie pomagają mu jednak ani w prowadzeniu skutecznej gry przeciw Prawu i Sprawiedliwości, ani w zdominowaniu innych pretendentów do roli lidera opozycji, ani w podnoszeniu notowań Platformy Obywatelskiej.


"Dziecina" to Mateusz Kijowski, bo na scenie politycznej pojawił się niedawno, ale z dużym rozmachem. Przez kilka miesięcy zapowiadał się na cudowne dziecko, które skupi wokół siebie mnóstwo ludzi będących zawziętymi przeciwnikami aktualnej władzy, ale nie bardzo chcących zapisywać się do jakiejkolwiek partii i preferujących szeroką formułę oddolnego ruchu społecznego. Bardzo szybko okazało się jednak, że niezbyt inteligentny i wolno uczący się reguł życia politycznego Kijowski całkowicie zawiódł pokładane w nim nadzieje. Z luzaka, któremu można było nawet wybaczyć alimentacyjne problemy, wyszedł nagle cyniczny cwaniak robiący dobre interesy na naiwnych ludziach. Potencjalny lider okazał się komiczną wydmuszką umiejącą jedynie zadbać o siebie.


Lubiący grzać się w blasku kamer i zawsze potrafiący ustawić się w pobliżu konfitur Ryszard Petru jest "Pierzyną". I nie mam tu na myśli jego prywatnych upodobań, ale jawną niechęć do podejmowania ryzykownej gry, jak również do uzupełniania marnej wiedzy z zakresu historii, religii, socjologii. Żaden inny polityk nie skompromitował się publicznie po 1989 roku tak wiele razy w tak krótkim czasie, jak właśnie on. Zapewne uważa, że z takim analfabetyzmem jest mu do twarzy, ale może się już niedługo boleśnie rozczarować.


Czy Piławcami dla tej trójki będzie wznowienie obrad Sejmu 11 stycznia?



(mpw)