Mottem działań Kresowian i ich potomków nie jest nienawiść czy chęć odwetu, jak to próbują wmówić niektórzy "giedroyciowcy”, ale słowa "Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary ludobójstwa”. Szkoda, że ambasador Jan Piekło tego nie zrozumiał. Szkoda, że nie okazał też empatii rodzinom ofiar. Dobrze więc, że odchodzi. Oby na jego miejsce przyszedł ktoś lepszy, choć wycofania się w uległości wobec ukraińskich oligarchów i gloryfikatorów UPA raczej się nie spodziewam.

Mottem działań Kresowian i ich potomków nie jest nienawiść czy chęć odwetu, jak to próbują wmówić niektórzy "giedroyciowcy”, ale słowa "Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary ludobójstwa”. Szkoda, że ambasador Jan Piekło tego nie zrozumiał. Szkoda, że nie okazał też empatii rodzinom ofiar. Dobrze więc, że odchodzi. Oby na jego miejsce przyszedł ktoś lepszy, choć wycofania się w uległości wobec ukraińskich oligarchów i gloryfikatorów UPA raczej się nie spodziewam.
Jan Piekło i Andrzej Duda (zdj. arch.) /Jacek Turczyk /PAP

Decyzja pana prezydenta RP Andrzeja Dudy o odwołaniu ambasadora Jana Piekły z Kijowa jest ze wszech miar słuszna. Po pierwsze dlatego, że na tak ważnym stanowisku, szczególnie w obecnej, jakże zapalnej sytuacji międzynarodowej, potrzebna jest osoba o dużym doświadczaniu dyplomatycznym, a nie dziennikarz. Przy okazji, pozwolę sobie zadać pytanie byłemu szefowi polskiego MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu: Dlaczego pan Jan Piekło, który nie miał ku temu ani odpowiedniego wykształcenia, ani stażu w służbie dyplomatycznej w ogóle został ambasadorem? Czy praca w fundacji amerykańsko-ukraińskiej była wystarczają kwalifikacją do reprezentowania interesów Rzeczypospolitej Polskiej nad Dnieprem i Dniestrem?

Po drugie, ambasador jeszcze przed objęciem swego stanowiska wywołał wielkie kontrowersje, nazywając "epizodem" ludobójstwo setek tysięcy polskich obywateli dokonane przez zbrodniczą Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię. Co więcej, wyraził zrozumienie dla współczesnego kultu owych formacji na Ukrainie. Cytuję za "Dziennikiem Polskim", któremu udzielił wywiadu: "Nie widzę nic złego w tym, że Ukraina chce uczcić ludzi, którzy walczyli z komunistycznym reżimem. Zdarzył się wtedy epizod bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami, doszło do zbrodni wołyńskiej, ale to tylko część historii UPA, która ma również inne karty". Później było jak w filmach Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi, a następnie jeszcze gorzej.     

Po trzecie, Jan Piekło nie miał odwagi publicznie upomnieć się o odwołanie barbarzyńskiego zakazu pochówku nie tylko ofiar UPA, ale i polskich żołnierzy, którzy polegli za wolność Polski w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej, a których kości, wciąż nie pochowane, walają się po lasach i jarach na dawnych Kresach południowo-wschodnich. Nie miał też odwagi, aby także publicznie przeciwstawić się gloryfikacji ludobójców przez władze Ukrainy. Pomimo tego od pani premier Beaty Szydło otrzymywał nagrodę, jedną z najwyższych", w wysokości prawie 40 tys. zł. 

Dodam w tym miejscu, że taką odwagę mieli inni ambasadorowie akredytowani w Kijowie. Na przykład ambasador Izraela, który nagłośnił protest Światowego Kongresu Żydów przeciw ogłoszeniu przez Lwowską Radę Obwodową roku 2019 rokiem Stepana Bandery. W proteście tym, rozpowszechnionym przez izraelską dyplomację, czytamy między innymi: "To, że taka postać jak Stepan Bandera - nazistowski kolaborant podczas II wojny światowej, który jest głęboko kontrowersyjny w ukraińskim społeczeństwie i poza nim - będzie upamiętniona w ten sposób, jest głęboko niepokojące".

Z apelem do prezydenta Polski o wycofanie dymisji dla ambasadora Jana Piekły wystąpiła grupa jego znajomych i współpracowników, tak Polaków, jak i Ukraińców, z których wielu nazwało siebie "ekspertami od spraw wschodnich". W grupie tej nie ma ani posłów i senatorów, ani nikogo z organizacji skupiających rodziny ofiar UPA, co już mówi samo za siebie. Mam nadzieję, że prezydent Andrzej Duda nie ulegnie tej presji, choć wśród sygnatariuszy tego apelu znajduje się szefowa utrzymywanej z polskich podatków TV Bielsat, Agnieszka Romaszewska-Guzy, córka najważniejszej z etatowych doradczyń prezydenckich, Zofii Romaszewskiej.

Na koniec dodam, że od wielu lat mottem działań Kresowian i ich potomków nie jest nienawiść czy chęć odwetu, jak to próbują wmówić polskiemu i ukraińskiemu społeczeństwu niektórzy "giedroyciowcy", ale słowa "Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary ludobójstwa". Szkoda, że ambasador Jan Piekło tego nie zrozumiał. Szkoda, że nie okazał też empatii rodzinom ofiar. Dobrze więc, że odchodzi. Oby na jego miejsce przyszedł ktoś lepszy, choć wycofania się w uległości wobec ukraińskich oligarchów i gloryfikatorów OUN-UPA raczej się nie spodziewam.