Upadek projektu sejmowego świadczy o tym, że nie wszyscy w PiS są bezkrytyczni wobec tzw. „nowej polityki historycznej”.

Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy czytałem projekt Prezydium Sejmu w sprawie uczczenia marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego z okazji 75. rocznicy jego śmierci. Ów wojskowy bowiem, będący od 1 września 1939 r. Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych, w przeciwieństwie do swoich podkomendnych np. generałów Tadeusza Kutrzeby, Stanisława Maczka, Franciszka Kleeberga czy Waleriana Czumy żadnym bohaterstwem w czasie II wojny światowej się nie wykazał. Co więcej, przez swoją nieudolność, połączoną z megalomaństwem i oderwaniem się od rzeczywistości, walnie przyczynił się do klęski armii polskiej w kampanii wrześniowej. Na dodatek w nocy z 17 na 18 września (na wieść o agresji Sowietów) opuścił kraj poprzez graniczny most w Kutach nad Czeremoszem, choć wciąż jeszcze walczyły polskie oddziały w Warszawie, Modlinie i Lwowie oraz na Helu i Lubelszczyźnie. Z kolei heroiczny bój z czerwonoarmistami prowadziły oddziały Korpusu Ochrony Pograniczna. Marszałek powrócił wprawdzie potajemnie dwa lata później, ale żadnej roli wojskowej czy politycznej nie odegrał. Nikt też z tworzącej się polskiej konspiracji z nim współpracować nie chciał. Zmarł 2 grudnia 1941 r. w Warszawie. Jego pochówek odbył się na Powązkach. Nawiasem mówiąc, okoliczności jego śmierci do dziś nie są jasne.

Wspomniany projekt sejmowy wzbudził wiele kontrowersji. Nie negując bowiem odwagi i poświęcenia Rydza-Śmigłego w czasie walk Legionów Polskich i podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r., trzeba jednak wyraźnie stwierdzić, że w starciu z Niemcami zawiódł on całkowicie. Kontrowersje powstały też w obrębie partii rządzącej. Po burzliwej dyskusji posłowie projekt ów odrzucili. 207 z nich (głównie z opozycji) było przeciw, 175 było za, a 25 wstrzymało się od głosu. Ogromnie podzielił się też PiS, choć w jego szeregach kult Józefa Piłsudskiego i legionistów jest bardzo silny. Większość jego posłów głosowała wprawdzie za, ale siedmiu było przeciw, a kilkudziesięciu innych wstrzymało się od głosu lub świadomie nie wzięło udziału w głosowaniu (np. Małgorzata Wassermann i wiceminister MSZ Jan Dziedziczak), co przechyliło szalę zwycięstwa na rzecz opozycji.

Głosowanie to świadczy o tym, że nie wszyscy w PiS są bezkrytyczni wobec tzw. „nowej polityki historycznej”. Oczywiście trzeba czcić bohaterów, ale prawdziwych, a naciąganie faktów w niektórych sprawach źle się kończy. Niech to będzie ostrzeżenie dla wszystkich, którzy chcieliby naciągać historię na potrzeby doraźnych celów politycznych.