W relacjach i wspomnieniach, które publikowane są z okazji 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, ukazały się informacje o oddziałach cudzoziemców walczących po stronie Niemców. Skąd one się wzięły? Kto w nich służył? Sprawę warto wyjaśnić, bo wokół niej narosło wiele mitów.

Jeszcze przed wybuchem powstania w Warszawie stacjonowały oddziały policji i SS złożone z kolaborantów z Europy Wschodniej. Po 1 sierpnia 1944 r. sprowadzono nowe formacje. Najbardziej okrutną okazała się RONA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia), czyli Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa. Dowodził nią Bronisław Kamiński, o polskich korzeniach, organizator milicji kolaboranckiej na Białorusi. Była to formacja składającą się z Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. Nie należy mylić jej z ROA (Russkaja Oswoboditielnaja Armia), czyli "własowcami", których wbrew powszechnemu przekonaniu w Warszawie nie było.

RONA została skierowana na Ochotę. Tutaj dokonała potwornych mordów na cywilach, głównie w szpitalach i na tzw. Zieleniaku, przekształconym w obóz. Zgładzono prawie 10 tys. osób. Mordy te połączone były z rabunkiem. Sam Kamiński zgromadził skrzynię złota i precjozów. W końcu został przez Niemców zgładzony. Innymi złowieszczymi formacjami były oddziały złożone z muzułmanów z Azerbejdżanu. Ci szczególnie okrutni byli wobec kobiet. Chodzi o dwa bataliony azerbejdżańskie, podporządkowane złożonej z kryminalistów brygadzie Oskara Dirlewangera. Dołączono do nich 3. pułk Kozaków. W ten sposób powstała formacja będąca mieszaniną pospolitych przestępców, kolaborujących Azerów i Turkmenów oraz rosyjskich Kozaków. Tylko na Woli wymordowali oni 40 tys. osób.

W Warszawie również wbrew różnym opiniom nie było Ukraińców z SS Galizien. Użyty został natomiast Legion Wołyński. Jego dowódcą był Petro Diaczenko, postać ponura. Urodzony pod Połtawą, walczył po 1917 r. w formacjach ukraińskich. Kilka lat później zaciągnął się do polskiej armii, zostając oficerem kontraktowym. Po 1939 r. przeszedł na stronę niemiecką. Legion składający się z Ukraińców dokonał krwawych rzezi polskich wsi. We wrześniu 1944 r. został przerzucony na Czerniaków, gdzie również dopuścił się okrucieństw. Rzecz ciekawa, po wojnie Diaczenko przeszedł na służbę wywiadu amerykańskiego. Do końca swoich dni żył spokojnie pod Nowym Jorkiem.

Odpowiedzialności za zbrodnie w czasie powstania nie poniosła także większość Niemców i kolaborantów.