Potomstwo zakochanej pary jest liczniejsze i zdrowsze - przekonują naukowcy z University of Veterinary Medicine w Wiedniu. Wyniki ich badań publikuje w najnowszym numerze czasopismo "BMC Evolutionary Biology". Choć badania prowadzono na myszach, sprawa jest ważna i dla nas ludzi. Mechanizmy doboru w pary, w świecie zwierząt, do którego w końcu i my należymy, mają istotne znaczenie dla losów potomstwa i trzeba je traktować poważnie.

Badano myszy domowe, najpierw obserwując ich preferencje, a potem pozwalając samicom na kontakty z samcami, które sobie upodobały lub takimi... no, z rozsądku. Okazało się, że w pierwszym przypadku potomstwo było liczniejsze, a młode były bardziej odporne na infekcje.

Teoria, głosząca, że samice wybierają potencjalnych partnerów pod kątem ich zdrowia i szans na przekazanie genów sprzyjających odporności na choroby, pojawiła się już ponad 30 lat temu i była wielokrotnie, doświadczalnie potwierdzana. Do tej pory jednak nie prowadzono jednak badań, które dokładnie wskazywałyby na mechanizm, który za tym stoi. Tym razem udało się to wyjaśnić i badacze przyznają, że wyniki nieco ich zaskoczyły.

Okazało się bowiem, że obserwowana u potomstwa tych wybranych samców lepsza zdolność raczenia sobie z chorobami nie wiąże się ze wzrostem odporności immunologicznej, czyli zdolności do opanowania infekcji i zniszczenia czynników chorobotwórczych. Według wiedeńskich badaczy odpowiada za nią raczej wzrost zdolności organizmu do opanowania samych skutków choroby i zachowania swych funkcji mimo nasilającego się zakażenia.

Inaczej mówiąc, organizm potomstwa myszy swobodnie wiążących się w pary nie tyle skuteczniej walczy z chorobą, ile lepiej ją znosi. Tak, czy inaczej, wygląda na to, że "serce, nie sługa" doskonale "wie", co robi.