"Handel na całe zło"- taki artykuł na interesujący temat czynników, które miały udział w rozwoju cywilizacji zamieściła w minionym tygodniu "Gazeta Wyborcza". Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że autorzy pracy, na którą GW się powołała ustalili, że rozstrzygające znaczenie dla wzrostu zaufania między grupami ludzi i naszej gotowości, by nie być dla siebie nawzajem "wilkiem" miały dwa czynniki, wymiana handlowa i rozwój wielkich religii. "Wyborcza" religię wykreśliła.

Dla każdego, kto umie czytać i wyciagać wnioski, fakt, że "Wyborcza" od samego początku swego istnienia ma problem z religią jest dość oczywisty. Nie ma takiej sprawy, od aborcji, zapłodnienia in vitro, religii w szkole, krzyży w miejscach publicznych, po sztukę, która może urażać uczucia religijne, w której "Wyborcza" nie ustawiłaby się po przeciwnej stronie barykady, niż tradycyjny polski katolicyzm. Owszem, w opinii GW religia ma swoje miejsce w życiu Polaków, ale tylko wtedy, gdy chowa się w domu, jest tolerancyjna dla wszystkich, niczego się nie domaga, o nic nie obraża i absolutnie nie wpływa na poglądy polityczne. W końcu każdy z nas może sobie wierzyć w co chce, byle tego głośno nie mówił.

Mimo wszystko decyzja, żeby wyrzucić religię z artykułu opisującego konkretną pracę naukową wywołuje co najmniej zdumienie. Można było przecież całą pracę, opublikowaną w "Science" pominąć milczeniem. A tak dowiadujemy się tylko części prawdy. Sama praca jest ciekawa, wskazuje bowiem na mechanizmy, które na przestrzeni stuleci mogły sprawić, że stopniowo z małych społeczności plemiennych przekształcaliśmy się w większe, które były w stanie nawiązywać współpracę i choćby w ograniczonym stopniu sobie ufać. Artykuł nie wspomina nawet o żadnej konkretnej religii, a tylko wielkich religiach, które zdobyły sobie w świecie wielu wyznawców. Cóż w tym złego? Ooops. O religii nie można już pisać dobrze? Zdaniem autorów pracy, ucywilizowały nas i "Bóg" i "Mamona". Wyborcza wykreśliła "Boga" i postawiła na "Mamonę".