"Joe Cocker przegrał walkę z rakiem płuc" - takie tytuły smutnej informacji o śmierci wybitnego muzyka budzą mój sprzeciw. Nie tylko w jego przypadku zresztą. Jest w nich coś dodatkowo stygmatyzującego zmarłego, który nie tylko zmarł, ale i przy okazji "przegrał". Choć wszyscy wiemy, co takie sformułowanie dokładnie oznacza, budzi dodatkowe, niepotrzebne, negatywne skojarzenia.

Sprawa okazuje się przy tym poważniejsza, niż takie, czy inne subiektywne odczucia. Badania naukowe pokazują ostatnio, że militarno-sportowe podejście do choroby nowotworowej może szkodzić nie tylko opinii o pacjencie, jego samopoczuciu, kiedy czuje, że "walkę przegrywa", ale i wprost jego zdrowiu. Piszą o tym w styczniowym numerze czasopisma "Personality and Social Psychology Bulletin" naukowcy z University of Michigan i UCLA.

Wyniki ich badań pokazują, że pod wpływem wojennej terminologii, mówiącej o tym, że trzeba walczyć z wrogiem, którym jest nowotwór, pacjenci stają się mniej chętni do podejmowania istotnych działań profilaktycznych. Mają mniejszą wolę rzucenia palenia, czy na przykład ograniczenia spożycia czerwonego mięsa.

Kiedy określamy raka jako wroga, pobudza to chorych do myślenia o potrzebie aktywnego zaangażowania, podejmowania jakiejś formy ataku - tłumaczy pierwszy autor pracy David Hauser z UM. To odwraca ich uwagę od tego, w czym powinni się hamować, czy ograniczać. Z drugiej strony, mimo owego dęcia w wojenne trąby pacjenci nie stają się bardziej skłonni, by decydować się na bardziej agresywne formy terapii.  

Naukowcy przypominają też wyniki wcześniejszych badań, wskazujących na to, że pacjenci u których choroba postępuje, odczuwają coś na kształt winy, że nie są w stanie się jej przeciwstawić, mimo że w praktyce nie mają na przebieg terapii żadnego wpływu. Chory, który umiera na raka ma jeszcze dodatkowo poczucie winy i porażki, że się poddał i nie walczył dość zaciekle - tłumaczy autorka tych badań, profesor Elena Semino z Lancaster University.

Podpisuję się pod tymi opiniami obiema rękami, mobilizujmy się do jak najskuteczniejszego leczenia raka, patrzmy na ręce twórcom "pakietu onkologicznego", ale wtedy, gdy ktoś umiera, nie mówmy, że przegrał. A jeśli już nie możemy inaczej, to co najwyżej słowa o wygranej zarezerwujmy dla tych, u których terapia zakończyła się sukcesem.