Prezydent Barack Obama obiecał przed czterema laty, że jego administracja przywróci nauce w USA właściwe miejsce. Z pewnością osiągnięcia prezydenta w tym zakresie lub ich brak nie wpłyną na wyniki listopadowych wyborów, warto jednak rzucić okiem na analizę stanu realizacji tej obietnicy, przygotowanej przez tygodnik "Nature". Tym bardziej, że ton tej analizy wiele mówi o tym, co sama redakcja uznaje za "właściwe miejsce", a co nie.

"Nature" przypomina nadzieje związane z nastaniem nowej demokratycznej administracji, które w 2008 roku miały zmienić politykę prezydenta George'a W. Busha przynajmniej w kilku kluczowych dziedzinach, na przykład dotyczących walki z globalnym ociepleniem, czy badań embrionalnych komórek macierzystych. Na zwolennikach Obamy znakomite wrażenie zrobiło powołanie do grona swoich doradców i na kierownicze stanowiska w kilku rządowych agencjach szeregu naukowców o uznanym autorytecie. Prezydent zadeklarował, że chce opierać swe decyzje na naukowych doniesieniach, przygotowywanych bez żadnych politycznych nacisków.

Szybko pojawiły się jednak problemy i w obliczu kryzysu ekonomicznego Obama nie zrealizował jednej z podstawowych obietnic, czyli wprowadzenia prawa ograniczającego emisję gazów cieplarnianych. "Nature" wypomina mu także niewielkie zainteresowanie problemami NASA i Narodowych Instytutów Zdrowia oraz nieudolną reakcję na kryzys związany z wyciekiem ropy z platformy wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej. Oczywiście "brak zainteresowania sprawami NASA" to łagodne określenie wobec administracji, która formalnie zakończyła nie tylko program lotów promów kosmicznych, ale także program budowy pojazdów, które miały je zastąpić. W ten sposób Ameryka  pozostała bez możliwości samodzielnego wynoszenia swych astronautów w kosmos i bez planów, jak ten stan rzeczy zmienić.

"Nature" chwali Biały Dom pod rządami Obamy za inwestycje w edukację i badania, związane na przykład z nowymi źródłami energii. Zwraca uwagę, że w ramach pakietu stymulującego gospodarkę Obama znacznie zwiększył fundusze na edukacje naukową i na badania podstawowe. Przypomina też, że już w marcu 2009 roku prezydent cofnął wprowadzone przez poprzednią administrację ograniczenia możliwości finansowania badań embrionalnych komórek macierzystych z publicznych pieniędzy. Zauważa wprowadzenie pierwszych regulacji dotyczących ochrony klimatu i stworzenie zasad, które mają chronić naukę przed wpływami polityki. O próby wpływu na publikowane przez rządowe agencje naukowe raporty Demokraci regularnie oskarżali administrację prezydenta Busha. Pod rządami Obamy takie naciski miały zniknąć i - podobno - zniknęły. Choć tygodnik jako negatywny przykład przywołuje przypadek, gdy administracja wstrzymała wydaną już zgodę Federalnej komisji ds. Żywności i Leków na sprzedaż nastolatkom poniżej 17 roku życia pigułki "morning-after" bez recepty.

"Nature" wspomina sukcesy obecnego prezydenta w dziedzinie promocji zielonych źródeł energii i elektrycznych samochodów. Zauważa jednak, że w pierwszym przypadku wiążą się z tym pewne kontrowersje. Wiele niejasności budzi na przykład decyzja o budżetowym wsparciu produkującej panele słoneczne firmy Solyndra, która po otrzymaniu ponad pół miliarda dolarów pożyczki... zbankrutowała. Ze swej strony wspomnę tylko o doniesieniach, że prowadzona pod wpływem rządowych zachęt produkcja elektrycznych modeli samochodów przynosi poważne straty.  

George'a W. Busha ostro krytykowano, głównie w związku z jego decyzjami w sprawie embrionalnych komórek macierzystych i brakiem decyzji w sprawie przeciwdziałania ociepleniu klimatu. Barack Obama w oczach swoich zwolenników dawał nadzieję na "oświecone" przywództwo. To co mógł łatwo zmienić, zmienił, w sprawach trudniejszych, jak emisja gazów cieplarnianych, musiał ustąpić przed realiami kryzysu ekonomicznego. Globalna ocena jego prezydentury w tej dziedzinie - podobnie, jak właściwie we wszystkich innych - zależy głównie od sympatii politycznych. I tak już raczej pozostanie.