Przekonanie o tym, ze egzaminy maturalne w tym roku będą bardzo łatwe, towarzyszyło mi już od pewnego czasu. Nie mam tego jednak na piśmie, bo nie afiszowałem się z tą opinią, by nie demobilizować mojego młodszego syna, który je właśnie zdaje. Miałem jednak wrażenie, że na ewentualną wpadkę ze słabymi wynikami edukowanych według nowego programu maturzystów rząd przed jesiennymi wyborami nie może sobie pozwolić. I wydaje się, że faktycznie sobie nie pozwolił.

"Lalka", której jakoś tak wszyscy się na egzaminie z języka polskiego spodziewali , żenująco łatwy egzamin z matematyki, czy - w zgodnej opinii - jeszcze prostszy, niż dwa poprzednie egzamin z języka angielskiego, niczego oczywiście wprost nie dowodzą, ale każą się zastanawiać, czy komukolwiek w MEN na rzeczywistym znaczeniu matury jeszcze zależy.

Zobaczymy, czy łatwe będą tylko egzaminy na poziomie podstawowym (by tych, którzy nie zdadzą było jak najmniej), czy także te istotniejsze dla przyjęć na studia, na poziomie rozszerzonym. Stawiam jednak na to, że nic się nie zmieni, bo nie od dziś widać, że dla MEN, podstawowym celem jest potwierdzenie słuszności swojej linii, a faktyczny poziom edukacji i autentyczne dobro uczniów, to sprawy drugorzedne. Jeśli tak jest w sprawie sześciolatków, czy darmowego elementarza, to czemu w przypadku matury miałoby być inaczej? W końcu im lepszy wynik tegorocznych maturzystów, tym mniej dyskusji o edukacji przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. I o to chodzi. Tradycyjnie upominające się o właściwy poziom matury wyższe uczelnie też nie będą protestować, bo zalewa je niż demograficzny i kogoś na studia muszą przecież przyjąć.
Wszystko to nie sprzyja jednak obiektywnej ocenie poziomu edukacji, a bez odpowiedniej diagnozy trudno o korekty, które mogłyby podniesieniu tego poziomu sprzyjać. Matura nie może być formalnością, powinna być nadal egzaminem dojrzałości. Wymagania mogą się zmieniać, lepiej dopasowywać do wyzwań cyfrowego świata, ale nie mogą być uzależnione od doraźnych politycznych potrzeb. Z góry mówię, że nie będę płakał, jeśli okaże się, że nie mam racji, jeśli egzaminy na poziomie rozszerzonym okażą się odpowiednio wymagające. Na razie jednak "myślę, że wątpię". 

Wygląda na to, że prawdziwym egzaminem dojrzałości obywatelskiej będą najbliższe wybory  prezydenckie. Dotyczy to zresztą i "zdających", czyli wyborców i "komisji egzaminacyjnej", czyli tych, którzy odpowiadają za poprawne przeprowadzenie głosowania. Po skandalicznych i mocno przygnębiających doświadczeniach licznych nieprawidłowości w wyborach samorządowych tym razem lepiej, by do najmniejszych nawet nieprawidłowości nie doszło. I lepiej też, dla nas wszystkich, by - zgodnie z sondażami - potrzebna była druga tura w składzie Bronisław Komorowski - Andrzej Duda. 


Wczorajsza debata telewizyjna w formacie 11 - 1 pokazała wyraźnie, że bez obecnego prezydenta kulturalna rozmowa o sprawach Polski, nawet miedzy ludźmi o znacznie różniących się, czasem skrajnych poglądach, jest możliwa. Czyżby to był jakiś znak, albo nie przymierzając... wróżba?