Nowe media stają się ważnym orężem w walce politycznej. Portale społecznościowe, czy poczta internetowa były według powszechnego przekonania znaczącymi instrumentami kampanii prezydenckiej Baracka Obamy. Czy administracja może dalej liczyć na swoich internetowych zwolenników? Zapytałem o to dyrektora kampanii Obamy do spraw nowych mediów, Joe Rosparsa.

Chciałem się też dowiedzieć, czy tak samo skutecznie, jak wspomagali Obamę w kampanii, jego zorganizowani w internecie zwolennicy będą teraz pilnować wypełniania przez prezydenta obietnic wyborczych, kontrolować rząd i rozliczać Obamę z kolejnych tygodni jego rządzenia. Interesowało mnie także, czy baza danych zwolenników Demokratów będzie dalej wykorzystywana, tym razem dla umacniania pozytywnego wizerunku administracji. Rospars podkreśla, że choć wielu jego współpracowników zajeło się teraz pracą dla rządu, on postanowił wrócić do swojej firmy i rozwijać inne, nie tylko polityczne projekty.

Joe Rospars podkreśla w rozmowie, że internet nie był celem samym w sobie, był tylko środkiem do mobilizacji obywateli w tradycyjnych formach kampanii:

TŁUM:"Tu zawsze chodziło o wciągnięcie jak największej liczby wyborców do tradycyjnych form kampanii wyborczej, czy to przeznaczania pięciu, czy dziesieciu dolarów na kampanię, odwiedzania wyborców w domach, telefonowaniu do nich, wreszcie mobilizowaniu swych sąsiadów i znajomych wokół spraw ważnych w danej społeczności."

Jego zdaniem, najważniejsza nie była budowa bazy danych zwolenników prezydenta, ale stworzenie sieci powiazań między nimi:

TŁUM:"Adresy internetowe można kupic za grosze. Nie można jednak kupić więzi między ludźmi. W naszej akcji internetowej 13 milionów wyborców wpisało się na listę, by być częścią całego tego ruchu. Te związki trwają mimo zakończenia kampanii, ludzie chcą być częścią procesu demokratycznego, te lokalne grupy zastanawiają się teraz w jaki sposób mogą wpływać na debatę polityczną w Waszyngtonie. "

Rospars podkreśla, że nowa administracja deklaruje wolę utrzymania internetowej łączności ze swoimi wyborcami. Jest przekonany, że społeczność internetowa będzie teraz budować instrumenty kontroli działań administracji Baracka Obamy.

Proponuję Wam wysłuchanie całej rozmowy: