Premier po wakacjach ze zdwojoną energią przystąpił do tego co umie najlepiej, do pozytywnego recenzowania wyników pracy swojego rządu. Na Forum Gospodarczym w Krynicy ogłosił, że udało się obronić Polskę przed kryzysem, a teraz wezwał rodaków, by rzucili się do sklepów, bo ze względu na kryzys (którego nie było) towary są tańsze. Poziom odklejenia premiera od rzeczywistości jest dość powszechnie znany, ale jego najnowsze działania pokazują, że problem się pogłębia.

Jednym z obowiązków nowoczesnego państwa jest ochrona obywatela przed niepotrzebnym ryzykiem. To dlatego między innymi państwo powinno dbać, by prawo utrudniało prowadzenie kosztem obywatela szemranych lub wręcz oszukańczych interesów. To oczywiste, że samo państwo powinno też przedstawiać obywatelom prawdziwy obraz stanu gospodarki. Nie tylko po to, by obywatel mógł podjąć racjonalne decyzje przy urnie wyborczej, ale także, by racjonalne decyzje podejmował w życiu prywatnym. Twierdzenie premiera o tym, że mamy teraz "fajny moment na kupowanie" delikatnie mówiąc tego warunku nie spełnia.

Wiarygodność słów Donalda Tuska na forum w Krynicy dość dobrze znamy od czasu, gdy u progu kryzysu zapowiedział tam nagle, że do strefy euro wejdziemy w 2011 roku. Wtedy zaklinał rzeczywistość, że kryzysu nie będzie tak, jak dziś ogłasza, że w ogóle go nie było. Trudno oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak wtedy, tak i teraz jego cel jest jeden, podbijanie konsumpcji. Inaczej mówiąc, przerzucenie znaczącej części ryzyka na barki indywidualnych obywateli. Jeśli oni sami będą się zadłużać i wybiorą się na "fajne zakupy", które sugeruje premier w oczywisty sposób pomogą gospodarce, a więc i pomogą premierowi. Zadziałało wtedy, czemu nie miałoby zadziałać teraz? To, że podobnie jak po 2008, czy 2009 roku koszty tego nieuzasadnionego optymizmu poniosą oni sami, to już nie rządu problem.

Ekipa Donalda Tuska pokazała bezmiar swej nieudolności na wielu frontach, dlatego nie ma żadnego powodu, by ogłoszoną dziś reformę Otwartych Funduszy Emerytalnych traktować inaczej, niż jako zwykły skok na kasę, potrzebną by tymczasowo zasypać dziurę w budżecie i otworzyć sobie możliwości dalszego zadłużania się. Premier szuka sposobu, by wygrać wybory w 2015 roku, bo tylko to da mu szanse odsunięcia w czasie jakiejkolwiek realnej możliwości oceny jego rządów.

Przykład OFE jest oczywiście szczególny, bo widać w nim wyraźnie, jak obywatele, my wszyscy, zostaliśmy na fali naiwnej wiary w prawa rynku wykorzystani. Nie wiem ilu z nas wierzyło w te zapowiedzi emerytury pod palmami, z całą pewnością wierzyliśmy jednak, że emerytury kapitałowe pozwolą nam na starość żyć godnie. Nie mogliśmy w większości wiedzieć, że cała operacja przyczyni się do wzbogacenia tylko tych, którzy tymi pieniędzmi z OFE będą obracać. Zgoda na ich wysokie zyski, niezależne od wyników inwestowania tych pieniędzy, to jeden z największych skandali minionego dwudziestolecia.

Gdyby chcieć wierzyć, że rząd oto zdał sobie z tego sprawę i postanowił zadbać, by dłużej nas nie oszukiwano, może ktoś jeszcze by się za tym opowiedział, ale przecież wszyscy wiemy, że to nieprawda. Rząd przy okazji Amber Gold pokazał już dostatecznie wyraźnie, że przeciwdziałanie oszukiwaniu obywateli go nie interesuje. Zapowiadane teraz przez premiera obniżenie o połowę kosztów obsługi systemu emerytalnego można było przecież przeprowadzić już dawno.

Premier uczciwie przyznał, że po najnowszym wywiadzie prasowym Jarosława Kaczyńskiego ma teraz dodatkową motywację by bronić Polski przed PiS. Choć w naszym kraju wciąż jest wielu wyborców, którzy tej myśli przyklasną, trudno oprzeć się wrażeniu, że to właściwie jedyne na czym premierowi od wielu lat naprawdę zależy. W tym tylko celu zabierze do ZUS pieniądze z OFE, w tym tylko celu wyśle nas na zakupy. "Fajny moment na kupowanie" deklaracji premiera dawno już jednak minął i stopniowo zauważa to coraz więcej Polaków. Nawet ci, którzy wciąż uporczywie powtarzają sobie i innym, że obrona przed PiS-em jest najważniejsza.