Ustalenie, czyją dokładnie winą jest dramatyczna w Polsce sytuacja niepełnosprawnych i ich opiekunów nie jest trudne. To wina zaborów, wojen, a potem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która w oderwaniu od rozwijającej się Europy wpędziła nas w cywilizacyjną zapaść. To także wina jej następczyni, III RP, która przez blisko 30 lat nie była w stanie najsłabszych grup społecznych z tej zapaści wydobyć. Można przy tym co najwyżej dyskutować, czy nie była w stanie, czy po prostu nie miała ochoty się tym zajmować. Nie ma też moim zdaniem kłopotu, by odpowiedzieć na pytanie, kto powinien się sprawą zająć. Musi się tym zająć obecny rząd. Nikt tego za tę ekipę, deklarującą i owszem okazującą czasem społeczną wrażliwość, nie zrobi.

Nie wiem, co sprawiło, że propozycje dla niepełnosprawnych nie znalazły się w "piątce Morawieckiego", którą sam przed tygodniem chwaliłem za prorodzinny wydźwięk. Chciałbym wierzyć, że nie chodziło tylko o przeliczenie potencjalnych głosów  zainteresowanych obietnicami wyborców, ale pewności nie mam. Wstyd mi trochę, że sam tego braku nie zauważyłem, choć o potrzebie pomocy rodzinom niepełnosprawnych dzieci i dorosłych sam pisałem nie dalej, niż kilka tygodni temu. Faktem jest, że jako cywilizowane społeczeństwo nie możemy dłużej o losie tych ludzi "zapominać" i musimy wymagać od rządu, każdego rządu, że stanie na głowie, by ich sytuację poprawić. Dlatego nie mam pretensji do posłów, którzy protestującą grupę wpuścili do Sejmu, bez względu na to, jak polityczna była ich motywacja.

Protest niepełnosprawnych i ich opiekunów z oczywistych względów jest polityczny, jak współcześnie niemal wszystko, co się wokół nas dzieje. Nie dziwię się, że stracili cierpliwość i wykorzystują każdą okazję, by zwiększyć szanse, że ktoś ich wysłucha. Z całą pewnością zakłócili Prawu i Sprawiedliwości otwarcie kampanii wyborczej, ale nie ma żadnego powodu, by mieli politykom, od których wiele obietnic usłyszeli, życie ułatwiać. Jeśli nie teraz to kiedy? Nie dziwię się jeśli czują, że przy poprawiającej się sytuacji budżetowej państwa ich potrzeby wciąż nie mogą się przebić, wciąż są spychane na dalszy plan przez sprawy inne, ich zdaniem - a może nie tylko ich - mniej ważne.

Nie oznacza to oczywiście, że wszystko mi się w tej sprawie podoba. Nie podobał mi się pełen negatywnych emocji wtorek, nie podobało mi się zachowanie pań wobec rzecznik rządu, wezwania do dymisji, nie podobają mi się też niektóre komentarze prominentnych przedstawicieli PiS. Nie podoba mi się nakręcanie negatywnych emocji przez polityków i media, nie podoba mi się fala internetowych, nienawistnych komentarzy albo pod adresem rządu, albo samych protestujących. Nie podobają mi się też kolejne kampanie medialne wokół wydumanych afer, jak choćby spływu Dunajcem byłej pani premier. Czy naprawdę tak trudno zauważyć idiotyzm tej młócki? W sferze deklaracji nagle obie strony politycznego sporu w zasadzie twierdzą to samo, że trzeba niepełnosprawnym pomóc. To może wykazalibyśmy przez chwilę odrobinę dojrzałości i dobrej woli, by faktycznie do jakiegoś rozwiązania doprowadzić. No chyba, że jednym chodzi tylko o to, by były w telewizji obrazki z protestu, a drugim, by tych obrazków nie było.


Pod naporem bieżących zdarzeń doszło nawet do osobliwego pomieszania z poplątaniem w szeregach formalnej i mentalnej opozycji. Ci sami, którzy kilka dni wcześniej, po ogłoszeniu "piątki Morawieckiego" wzywali do skończenia z rozdawnictwem pieniędzy, teraz nagle uznali, że jeśli sytuacja budżetu jest zdaniem rządu tak dobra, to ma natychmiast dać. Kiedy rząd oświadczył, że nie jest aż tak dobra i może trzeba rozważyć daninę solidarnościową od najbogatszych, wzywający dotąd do budżetowej odpowiedzialności bardzo się oburzyli, wskazując, że przecież płacą podatki a taka danina prowadziłaby do antagonizowania środowisk. Nie do końca to rozumiem, bo środowisko osób najzamożniejszych to przecież w przekonaniu elit liberalnych także grupa najbardziej świadoma, której chyba nie trzeba tłumaczyć, że najsłabszych, pokrzywdzonych przez los, trzeba wspierać.

Dodatkowo jeszcze pojawiły się komentarze, że dla rządu to gigantyczna wizerunkowa wpadka, bo jego wyborcy widoku poniewieranych niepełnosprawnych nie zniosą. Z tym akurat argumentem się zgadzam tyle że nie do końca wiem, jak go interpretować. Czyżby oświecone elity zauważyły, ze wyborcy PiS nie są tak ciemną tłuszczą, jak ją przedstawiali, lecz ludźmi wrażliwymi na krzywdę innych? No, to oznaczałoby prawdziwy przełom... Po stronie elit oczywiście.

Rząd PiS zrobił jedną, kluczową dla rozwiązywania jakichkolwiek społecznych problemów rzecz. Uszczelnił podatki. Dalsze zwiększanie dochodów budżetu wraz z utrzymaniem wzrostu gospodarczego to podstawowy warunek zerwania także ze społecznym imposybilizmem. Jednak doświadczenia ponad dwóch lat rządzenia pokazują, że bez pewnego, ponadpartyjnego poczucia wspólnotowości i solidarności, wielu spraw załatwić się wciąż nie da. Powtarzam więc, jeśli już - jak rozumiem - wszyscy jesteśmy za tym, by niepełnosprawnym pomóc, to może spróbujmy przestać się wokół tej sprawy kłócić. Choć na chwilę. I przypomnieć sobie, jak to może być...