Wśród substancji, które zyskały na świecie poważny rozgłos, jako możliwe leki przeciwko infekcji koronawirusem szczególne miejsce zajęła chlorochina. To lek znany od ponad 80 lat, stosowany z powodzeniem przeciwko malarii, ale nie tylko. Informacje, że w małym badaniu we Francji chlorochina przyniosła poprawę stanu chorych na Covid-19 obiegły świat lotem błyskawicy, można powiedzieć nawet kilkakrotnie. Nagle wszyscy zaczęli o tym mówić.

Wygląda na to, że przyczyniło się do tego kilka wpływowych osób z Doliny Krzemowej, którym pomysł, że oto stary, tani, łatwy do zdobycia lek mógłby przynieść rozwiązanie problemu pandemii wywołanej koronawirusem, po prostu bardzo przypadł do gustu. To oni zaczęli na portalach społecznościowych dzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat. Problem w tym, że giganci Doliny Krzemowej osiągają sukcesy lekceważąc i pomijając problemy, a nauka tak nie działa. Nauka zauważa problemy i próbuje je rozwiązywać. Potrzebuje też dowodu. Na razie te dowody - zdaniem naukowców - mają charakter anegdotyczny.

To nie oznacza, że chlorochina nie okaże się lekiem na infekcje koronawirusem, na razie po prostu nie ma na to dowodów. Badania są i będą prowadzone, między innymi w Polsce. Na potrzeby pacjentów chorych na COVID-19 zarezerwowano nawet w naszym kraju polski odpowiednik tego leku Arechin, na razie jednak nic pewnego nie wiadomo.

Sprawa rozpaliła się w tych dniach jeszcze bardziej, bo o preparacie dowiedział się prezydent Stanów Zjednoczonych. Donald Trump z właściwym sobie stylem oświadczył, że bardzo mu się ten sposób rozwiązania problemu pandemii podoba i liczy na to, że okaże się skuteczny. Poinformował też, że Federalna Komisja do spraw Żywności i Leków właściwie już zaakceptowała chlorochinę do walki z koronawirusem, bo skoro lek był już dawno wprowadzony na rynek, to przecież jest bezpieczny.

Obserwatorzy zauważyli, że w czwartkowej konferencji prasowej w Białym Domu, podczas której Donald Trump to ogłaszał, nie uczestniczył weteran i czołowy autorytet amerykańskiej immunologii Anthony Fauci, szef Narodowego Instytutu Alergii i Chorób zakaźnych. Natychmiast pojawiły się domysły, że wszystko dlatego, że się z prezydentem fundamentalnie w tej sprawie nie zgadza. W piątek Fauci już był i na podium odbywało się między nim a prezydentem osobliwe przeciąganie liny. Osobliwe, bo w stronę kompromisu. Donald Trump bardzo starał się podkreślać, że wie, że chlorochina może a nie musi pomóc, Fauci z kolei przekonywał, że nie wątpi, że pomoże, ale... potrzebuje dowodów. Obaj starali się nie zaostrzać kontrowersji, co - biorąc pod uwagę normalną otwartość wyrażania opinii przez prezydenta Trumpa i jego temperament - było dowodem powściągliwości i odpowiedzią na powagę sytuacji...

Są powody by faktycznie na chlorochinę liczyć, są nadzieje, że może utrudniać wirusowi atak, można liczyć na jej przeciwzapalne, czy mobilizujące układ immunologiczny działanie, ale fakt, że została zaakceptowana do leczenia pewnych chorób nie oznacza, że będzie bezpieczna i skuteczna u chorych z COVID-19. Trzeba to sprawdzić... Można być pewnym, że testy, ewentualne badania kliniczne będą prowadzone jak najszybciej się da. Oby nie za szybko. Nadzieja na terapię jest potężna, pośpiech wskazany, ale gdyby coś poszło nie tak, gdyby lek zawiódł, albo wręcz przyniósł niepożądane efekty uboczne, rozczarowanie byłoby olbrzymie. Lepiej nie ryzykować...