Kiedy dziesięć lat temu samolot United Airlines 175 uderzył w południową wieżę WTC w Nowym Yorku nie mogliśmy już mieć wątpliwości. Świat zmieniał się na naszych oczach i można było się obawiać, że zmienia się na stałe. Dziś widać już, że te przewidywania były trafne. Od tamtego dnia żyjemy w nowym, gorszym świecie i nic nie wskazuje na to, byśmy kiedykolwiek mieli wrócić do optymizmu i naiwności późnych lat 90-tych XX wieku. Może zresztą nie warto do nich wracać.

Dziesiąta rocznica ataku na World Trade Center i Pentagon to nie tylko okazja, by kolejny raz pomyśleć o ofiarach 11.09. To także chwila, w której powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, jak wiele konsekwencji tego dnia towarzyszy nam do dziś. Młodzi ludzie, wchodzący teraz w dorosłość właściwie w ogóle nie pamiętają już świata przed tamtą tragedią. 11 września 2001 roku tak naprawdę rozpoczął się XXI wiek i okazał się zupełnie inny, niż się spodziewaliśmy.

Historia pokazała nam, że nie ma zamiaru się "kończyć", że jesień ludów w 1989 roku nie rozwiązała nawet części światowych napięć, że na Ziemi nie ma bezpiecznego miejsca. Nie koniec na tym, po 10 latach walki z terroryzmem, wojnach w Iraku i Afganistanie, zabiciu Osamy Bin Ladena, wcale nie czujemy się bezpieczniej. Można mieć wrażenie, że żaden z problemów, które ujawnił tamten tragiczny dzień, nie doczekał się prawdziwego rozwiązania.

Bez względu na sympatie polityczne, stosunek do kampanii w Iraku i Afganistanie, opinie o sensowności i zgodności z prawem działań podejmowanych, by nie dopuścić do kolejnych ataków, musimy przyznać, że świat nie stał się od tego czasu spokojniejszy i bardziej uporządkowany. Czy to świadomość cywilnych i wojskowych ofiar trwających wciąż wojen, czy to niedogodności kontroli na lotniskach, wszystko przekonuje nas wciąż, że 11 września jeszcze się nie skończył. I nie wiadomo, czy kiedyś się skończy.

Amerykanie przyznają, że 11 września 2001 roku zachwiał ich pewnością siebie, pokazał, że mogą zostać zaatakowani nawet na swoim własnym terytorium. Pokazał jednak także, do jak wielkich poświęceń gotowi są ludzie, by ratować innych ludzi. Pokazał jak ważna jest solidarność i jak poczucie jedności może choć przez chwilę pomóc społeczności radzić sobie z narodową tragedią. Europejczycy poczuli, co to oznacza po zamachach w Madrycie i Londynie.

Z perspektywy czasu widać wyraźnie z jak bezsensownym aktem barbarzyństwa mieliśmy wtedy do czynienia. Nie sposób nadać mu nawet pozorów walki o jakąkolwiek sensowną sprawę. Nic poza nienawiścią i chęcią niszczenia nie jest w stanie opisać motywów zamachowców.

Każdy z nas ma swoje wspomnienie tamtego dnia. Pamiętamy obraz telewizyjny płonących wież i pył, który po nich pozostał. Ja sam byłem wtedy w Waszyngtonie i mam wrażenie, że nigdy nie zapomnę dymu znad Pentagonu. Wydaje mi się, że zdarzenia tamtego dnia pamiętam wciąż niemal minuta po minucie. To jednak podobno nieprawda. Nawet jeśli jesteśmy przekonani, że doskonale pamiętamy okoliczności, w których usłyszeliśmy o tragedii w Nowym Jorku i Waszyngtonie, badania naukowe pokazują, że się mylimy i już po roku nasze wspomnienia miały tylko częściowy związek z rzeczywistością. Może to nawet i prawda. Co z tego, skoro konsekwencje tamtego dnia nie dają o sobie zapomnieć nawet, gdybyśmy chcieli. I pomyśleć, że kiedyś myśleliśmy, że XXI wiek będzie wiekiem nowoczesności i postępu…