Do głębokich podziałów, z którymi przyszło nam żyć, w najbliższych dniach dojdzie kolejny. Chwilowy. Będzie to podział na Polaków, którzy w związku z Konkursem Chopinowskim postanowią zapomnieć o wszystkim innym i tych, którzy nie wiedzą, że warto to zrobić. Nie ukrywam, że miałbym ochotę dołączyć do tych pierwszych, choć ze względu na swoją pracę muszę się z grubsza, na bieżąco we "wszystkim innym" orientować. Ale zrobię co się da i innym polecam to samo.

Mam silne przekonanie, że obserwowanie naszej sceny politycznej przez najbliższe trzy tygodnie z okładem będzie zajęciem kompletnie jałowym i dodatkowo nieprzyjemnym, jako że wszystkie upiory naszej - choćby medialnej - rzeczywistości, będą wyłazić na światło dzienne szczególnie uporczywie. Ci, którym wydawało się, że wybory prezydenckie były w wykonaniu wielu kompletnym przegięciem, że teraz mamy w opisie władzy i opozycji, pani premier i pana prezydenta do czynienia z przegięciem do kwadratu, muszą liczyć się w bliskiej przyszłości z przegięciami do sześcianu. Nawet jeśli ktoś ma wspomnienia z PRL i wie do czego zdolna jest propaganda, może nie utrzymać opadających rąk.

Nie, nie, ja oczywiście nie zapominam o tym, że polityków nie można spuścić z oka, tym bardziej, że czasy w Europie i na świecie są trudne. To oczywiste. Ale ci, którzy się tym zawodowo lub amatorsko, ale wnikliwie zajmują, wystarczą. Reszta wyborców może sobie spokojnie zrobić wolne, nie sądzę, by w tej kampanii, poza dodatkowymi nerwami, czekało nas coś jeszcze. Będą może i momenty zabawne, jak choćby walka pani minister "o drożdżówki i kawę", ale czy to może jeszcze coś zmienić? Nie sądzę.

Inaczej, niż spanikowani obrońcy systemu, nie uważam, by można było jeszcze politycznego trupa przypudrować. Że wyborcy mieliby jeszcze w coś uwierzyć lub dać się czymś przekonać. Nie. Pójdziemy głosować wedle emocji, które towarzyszą nam od pewnego czasu i na które ostatnie tygodnie nie będą już miały wpływu. Kto chce zmian, będzie głosował na zmiany. Kto chce tego, co jest, zostanie przy swoim zdaniu. Zmanipulowane cytaty, wybrane zdjęcia, podkręcone tytuły tego nie zmienią. To tylko alibi dla tych, którzy je publikują. Że się starali, że robili co mogli. Że do ostatniej chwili walczyli o procent, czy dwa, które mogą zdecydować o wszystkim.

Jeśli ktoś chce pójść do wyborów, a jeszcze nie wie, na kogo zagłosować, niech się tym oczywiście interesuje. Dla większości z nas kampania nie ma już jednak znaczenia. Jej podgrzewany nastrój może nas co najwyżej jeszcze samych wobec siebie obrzydzić, pokazać czarno na białym, że potrafimy być jeszcze bardziej zacietrzewieni, jeszcze bardziej nieobiektywni, niż nawet wcześniej przypuszczaliśmy. Szkoda na to czasu.

W takiej chwili Konkurs Chopinowski spada nam dosłownie z nieba. I warto go wykorzystać. Serio. Bo nam żyłka pęknie. A po wyborach będziemy mimo wszystko musieli jakoś dojść do równowagi. Wszystko poskładać. Nikt tego za nas nie zrobi. Warto nabrać sił… I dystansu.