W jednej z najczęściej cytowanych wypowiedzi Jan Paweł II pytał rodaków, czy wolno i w imię czego wolno powiedzieć Chrystusowi "nie". O ile z oczywistych względów oba pytania były i nadal są adresowane do katolików i ogólnie mówiąc chrześcijan, mam wrażenie, że na drugie z nich powinni sobie odpowiedzieć także niewierzący. To od ich w końcu decyzji zależy na ile ich indywidualny system wartości będzie odbiegał od dziesięciu przykazań. Wokół czego, jeśli nie dekalogu, będzie się koncentrować ich życie.

Oczywiście nie można utożsamiać niewierzących z antyklerykałami, oba zbiory mają część wspólną, ale nie są tym samym, wielu niewierzących nie ma zamiaru walczyć z Kościołem, a wśród zaangażowanych antyklerykałów nie brak przecież osób uważających się za wierzące. Moje wrażenia dotyczą jednak po prostu niewierzących, a nie tych, którzy chcą zwalczać religię.

Od czasów, kiedy Jan Paweł II w homilii na krakowskich Błoniach postawił to pytanie minęło już blisko 35 lat. Przeżyliśmy karnawał "Solidarności", stan wojenny, okrągły stół i 25 lat wolności. Pokus do tego, by powiedzieć Chrystusowi "nie" nigdy nie brakowało. Zmieniały się co najwyżej wartości, w imię których "warto" było to zrobić. O wartościach czasu stanu wojennego nie chcą dziś pamiętać nawet ci, którzy je wtedy wprost głosili. Nie zapominając o nich, zostawmy je więc dziś w spokoju. Istotniejsze dla naszej przyszłości są bowiem wartości czasów wolności, w których żyjemy.

Prawo naszej części świata nie zawiera już bezpośrednich odniesień do Boga, nie nakazuje, by wierzyć, dzień świąteczny świecić, czy nawet szanować ojca i matkę swoją. Nie interesuje się cudzołóstwem, ale wciąż jednak mówi: nie kradnij, nie dawaj fałszywego świadectwa i - przede wszystkim - nie zabijaj. Nie sposób nie zauważyć, że współczesny spór nowoczesności i tradycji jest w istocie sporem o obecność w naszej rzeczywistości i życiu publicznym tych trzech przykazań, które jeszcze z dekalogu pozostały. A tak naprawdę tego ostatniego, bo i kraść i kłamać nawet publicznie już właściwie, przynajmniej w pewnych okolicznościach, można. Cała debata o aborcji, in-vitro, czy eutanazji jest w gruncie rzeczy dyskusją o znaczeniu przykazania, nie zabijaj. Czy należy je rozumieć tak, jak chce tego Kościół katolicki, bez wyjątków, czy może tak, jak chce nowa cywilizacja.

Można więc zapytać, czy nowoczesnemu człowiekowi XXI wieku wypada wierzyć, że życie zaczyna się z chwilą porodu a bijące serce dziecka można wcześniej ot tak, zatrzymać. Czy wypada głosić hasła o "dobrej śmierci" i rzekomym prawie człowieka, by wbrew swemu instynktowi targnąć się na życie nawet wtedy, gdy nic konkretnego mu nie zagraża, a po prostu stracił chęć, by dalej zmagać się z rzeczywistością. Czy można przekreślać sens życia osób upośledzonych, czy chorych wzywając, by matki poddawały się testom i usuwały ciążę z dziećmi choćby cierpiącymi na zespół Downa. Czy ktokolwiek z zachwycających się słowami Stephena Hawkinga na temat istnienia, czy nie istnienia Boga, czytających jego książki o Wszechświecie, czy słuchających jego wykładów, choć przez chwilę uważa przykutego do wózka fizyka za człowieka niepełnowartościowego? A przecież diagnostyka preimplantacyjna sprawi kiedyś, że takich Stephenów Hawkingów już nigdy nie będzie.

Czy odrzucenie części ograniczeń nakładanych na ludzkość przez przykazanie nie zabijaj jest na pewno drogą do budowy lepszego świata? Czy idąca krok za powszechną akceptacją in-vitro i selekcji embrionów era "dzieci na zamówienie" naprawdę nie wydaje się zagrożeniem? Czy marzenia niektórych o stworzeniu ras "panów" i "sług" nie mogą właśnie w ten sposób się spełnić? Czy naturze mimo wszystko uda się utrzymać równowagę liczby kobiet i mężczyzn? Czy wprowadzenie prawa do eutanazji nie jest drogą do przyszłych nacisków wobec starszych i chorych, by nie nadużywali cierpliwości młodych, albo finansów jakichś przyszłych NFZ-tów, czy ZUS-ów i zdecydowali się "godnie odejść"?

Jan Paweł II w swych encyklikach, w swych przemówieniach, czy książkach pozostawił nam opartą na wierze katolickiej, kompletną propozycję obrazu człowieka XXI wieku. Można z nią polemizować, ale w imię jakich humanistycznych wartości warto ją z góry całkowicie odrzucić?

Dla wierzących Polaków kanonizacja Jana Pawła II jest świętem wyjątkowym z oczywistych powodów. Jestem przekonany jednak, że i dla niewierzących może być powodem do dumy i radości. Niezależnie od tego, czy uważamy go za świętego, czy tylko za wybitnego, znanego na całym świecie filozofa i polityka, Jan Paweł II przejdzie do historii jako jeden z największych Polaków. Może warto jeszcze raz wczytać się w to, co do nas wszystkich mówił. I odpowiadając na pytanie „w imię czego wolno?” podnieść nasze codzienne dyskusje i spory na nieco wyższy poziom.