Nikt nie znalazł jeszcze lepszego niż szczepienia sposobu na walkę z pewnymi chorobami. Podobnie jak nikt nie zaproponował lepszego niż demokracja sposobu na walkę z patologiami życia publicznego. Niestety i jeden, i drugi sposób staje się u nas coraz mniej popularny. Rodzice w obawie przed nieznanymi skutkami ubocznymi szczepień ryzykują, że dzieci zapadną na ciężką chorobę. Wyborcy, obawiając się zmiany władzy, wybierają dotychczasową w coraz bardziej zdegenerowanej postaci.

Czy można coś z tym zrobić? Mam wrażenie, że sposób może być podobny. Nie straszyć, ale tłumaczyć. Zacznijmy od szczepień. Doniesienia o rosnącej liczbie przypadków odry u nieszczepionych dzieci wywołują komentarze o potrzebie uszczelnienia systemu i sankcji wobec tych, którzy szczepienia dzieci zaniedbują. Mam wrażenie, że to może działać w przypadku rodziców, którzy nie szczepią z lekkomyślności albo niewiedzy. Podstawowa i rosnąca grupa "nieszczepiących" to jednak osoby postępujące świadomie, zgodnie z przekonaniem, że szczepionki bardziej szkodzą, niż pomagają. Doświadczenia ze Stanów Zjednoczonych, które też mają z odrą problem, pokazują, że wobec tych rodziców groźby czy emocjonalne apele nie działają.

Jak piszą na łamach "Communication Research" naukowcy z Washington State University, rodzice świadomi i konsekwentni w swym "zaniechaniu" pod wpływem emocjonalnych kampanii, na przykład pokazujących chore dzieci w szpitalu, tylko utwierdzają się w swojej postawie i zamykają na argumenty. Cóż, nie po raz pierwszy okazuje się, że nasze przekonania silnie wpływają na to, jak odbieramy argumenty. W przypadku rodziców podejmujących tak poważne decyzje jest oczywiście tak samo. Amerykanie sugerują, że jeśli faktycznie można próbować zmienić ich postawę, to tylko odbudowując zaufanie do systemu opieki zdrowotnej i przekonując, że lęk przed szczepionkami jest nieuzasadniony.

W polityce jest najwyraźniej podobnie. Pod naciskiem sączącej się tu, tam i jeszcze tam propagandy, głoszącej, że najwyższą formą korzystania z przywilejów demokracji jest głosowanie na tych, którzy aktualnie rządzą, znaczna część wyborców rezygnuje z głosowania w ogóle. Istotna część tych, którzy jeszcze głosują, nie widzi już z kolei związku między jakością uprawianej w kraju polityki a prawdopodobieństwem, że rządząca ekipa zostanie zastąpiona inną, która ją rozliczy i być może - podkreślam: być może - będzie prowadzić politykę, która krajowi i wyborcom posłuży lepiej.

Niestety, narzucany przez naszych rządzących i służące im media przekaz, jakoby największym zagrożeniem demokracji było korzystanie z jej praw, w tym prawa do zmiany władzy, przyniósł w Polsce konkretne i opłakane rezultaty. Jak wiadomo, władza korumpuje, władza absolutna korumpuje absolutnie, a skutki działania władzy, która "nie ma z kim przegrać"... widzimy sami. Oczywiście system demokratyczny dopuszcza popieranie obecnej władzy, ale bezwarunkowe poparcie to najlepszy sposób, by się od demokracji oddalić.

Opozycja, chcąc przejąć władzę, rozliczyć obecną ekipę i - jak zapowiada - pchnąć kraj we właściwym kierunku, maluje ponury obraz rzeczywistości i przestrzega, że może być jeszcze gorzej. Zwraca też uwagę, że czasu mamy coraz mniej. Do wielu osób, które nie są zwolennikami opozycji, przekaz ten nie trafia dokładnie tak, jak do rodziców owe ostrzeżenia przed unikaniem szczepień. Nie wierzą w to, w co nie chcą wierzyć. Po to, by myślących inaczej przekonać, potrzeba czegoś więcej, poważnej rozmowy. Czy jednak w obecnej sytuacji można liczyć w Polsce na faktyczną debatę publiczną, w której argumenty zostaną możliwie obiektywnie rozważone? Nie można. A bez tego system polityczny się nie naprawi.

W Polsce liczba rodziców decydujących się nie szczepić swoich dzieci jest na szczęście wciąż mała. Mimo to zaczynamy już dostrzegać zagrożenia, które się z tym wiążą. Tymczasem liczba Polaków, którzy uznają, że nie ma co stosować wobec władzy przewidzianych przez demokrację mechanizmów kontroli, jest znacznie większa. Dlaczego więc udajemy, że nic się nie dzieje?