Jeśli zadaję sobie pytanie, dlaczego Polska 2014 roku nie jest taka, o jakiej jeszcze 25 lat temu marzyliśmy, na myśl przychodzi mi przede wszystkim jedno słowo - sprawiedliwość. A dokładnie brak sprawiedliwości, na którym fundamenty III RP zbudowano. Im dłużej na to wszystko patrzę, tym bardziej wyraźnie widzę, jak uzasadnione były obawy przełomu 1989 roku, że kompromis wyrzucający sprawiedliwość do kosza, wyjdzie większości z nas bokiem.

Sprawiedliwość jest pojęciem szerokim, które można odnosić do wielu dziedzin, ale jej podstawowe znaczenie pozostaje w naturalny sposób czytelne dla wszystkich. Jego znaczenie dobrze rozumieją i ci, którzy sprawiedliwości się domagają, jak i ci, którzy chcą jej uniknąć. Naszym nieszczęściem jest to, że ci drudzy ćwierć wieku temu zdobyli przewagę i od tego czasu robią co tylko możliwe, by oczekiwania tych pierwszych (zdecydowanej większości z nas) ośmieszyć.

Tak właśnie, z czasem coraz mocniej, torpedowano w III RP wszelkie oczekiwania sprawiedliwości wobec zbrodniarzy stalinowskich, autorów stanu wojennego, czy wreszcie ludzi, którzy na różne sposoby, w tym agenturalny, do umacniania socjalistycznego systemu w PRL-u się przyczyniali. Jestem przekonany, że owo zaniechanie w kluczowym stopniu doprowadziło i do ograniczenia możliwości rozwoju kraju, i do rozwarstwienia ekonomicznego społeczeństwa, i wreszcie do "zatrucia" naszego życia politycznego i obywatelskiego.

Ludziom, którzy otwarcie i konsekwentnie domagali się sprawiedliwości, szybko przypięto łatkę "oszołomów", sugerując, że kieruje nimi rodzaj emocjonalnego opętania, uniemożliwiający zrozumienie racjonalnych uwarunkowań owego przebaczenia i darowania kar bez przeproszenia i przyznania się do winy. Ów sposób rozumowania został z czasem przyjęty przez znaczną część opinii publicznej, najczęściej wbrew jej oczywistym interesom.

Piszę o tym dziś, bo właśnie teraz pojawiły się wyniki badań naukowych, potwierdzające, że w tym, co dotyczy sprawiedliwości nie posługujemy się emocjami tylko rozumem. Dedykuję je tym, którzy wciąż są przekonani, że domaganie się sprawiedliwości to fanaberia.

Naukowcy z Uniwersytetu w Chicago opisali w najnowszym numerze czasopisma "Journal of Neuroscience" wyniki badań pokazujących aktywność mózgu osób oceniających przypadki moralnego i niemoralnego postępowania. Osoby te wypełniały ankiety, które pomagały ocenić poziom ich wrażliwości na sprawiedliwość, potem oceniały zachowanie osób, które na przykład wrzucały pieniądze do puszki żebraka, albo... kopały tę puszkę. Jak nietrudno było przewidzieć, oceny formułowane przez osoby o większej wrażliwości na punkcie sprawiedliwości były tu bardziej skrajne. Co było jednak dla samych badaczy prawdziwym zaskoczeniem, to fakt, że w mózgu tych osób nie obserwowano wzmożonej aktywności w rejonach odpowiadających za emocje. Tym, co różniło je od osób mniej wrażliwych na sprawiedliwość, była znacznie silniejsza reakcja w obszarach mózgu odpowiedzialnych za myślenie krytyczne, rozumowanie i rozwiązywanie problemów. Mnie to osobiście nie dziwi, bo sprawiedliwość jest w pełni racjonalna i powinna być całkowicie od emocji wolna.

Nie mam żadnych wątpliwości, że "kompromis" sprzed ćwierć wieku, zawieszający stosowanie sprawiedliwych mechanizmów wobec władców PRL-u bezpośrednio odpowiada za to, że tak trudno o sprawiedliwość wobec rządzących później, w tym obecnie. To dlatego tyle spraw, od wyprzedaży narodowego majątku, błędów reformy OFE, zaniechań w pozyskiwaniu alternatywnych źródeł energii, po niedopatrzenia w organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu i oddanie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej Rosjanom, wciąż nie zostało rozliczonych. A jeśli popatrzymy na stan kraju, liczba spraw do rozliczenia wciąż rośnie. Domaganie się tych rozliczeń nie jest objawem emocji, jest objawem racjonalnej oceny, czego trzeba, by Polska była lepsza.